Dzień do… Nie, kogo ja będę oszukiwać. Siemka, bo „dobry” to ten dzień dla nikogo nie będzie, szczególnie dla was. Pewnie oczekujecie deszczu poleceń, zachwytów, zacnych tekstów, a jedyne, co zastaniecie, to gorzki deser zwany zawodem. Tak koszmarnego sezonu dawno nie miałam – ostatnia tak zła była chyba zima 2013, kiedy obejrzałam tylko Tamako Market i Sasami-san@Ganbaranai, a przecież to nie były wybitne dzieła kinematografii japońskiej. Całe w tym szczęście, że nie jestem na blogu sama i tym razem mogłam liczyć na wsparcie Dar oraz naszej stażystki Shizu – dziewczyny wzięły na swoje barki część serii, żeby nie było w tym kwartale tak biednie i tak droppowo. 12 serii to nie jest zbyt pokaźny wynik… Ale mówią, że lepszy rydz niż nic. Nie daję ocen seriom, których nie skończyłam (lub chociażby zbliżyłam się do ukończenia), bo to byłby szczyt niesprawiedliwości.
No, to jedźmy już z tym koksem i wracajmy do oglądania Tytanów i pisania fanfików o łyżwiarzach, przez które Dziab i Dar nie miały czasu na bajki…
