Mam od paru miesięcy problem z pisaniem. Tak zwany brak weny, writters block, jak zwał. Żeby coś z tym zrobić postanowiłam sięgnąć do wypróbowaniem metody – napisz o czymś o czym lubisz. Ale co ja lubię…? Stąd mój pomysł na pewien prosty tekst. 26 moich ulubionych anime. Ot, po prostu. A 26, bo akurat tyle już mam lat. Pomyślałam, że fajnie będzie kiedyś znowu stworzyć taki ranking i porównać co się zmieni w moich upodobaniach. Że jest to lista absolutnie personalna i nie równoznaczna z żadną listą „najlepszych” serii jakie widziałam, nie muszę dodawać? Z mojej strony mam nadzieję, że zachęcę was do sięgnięcia po jakiś tytuł, który mi sprawił frajdę – może akurat też was urzeknie.
A Chika dodaje, że to TY jesteś moim ulubionym czytelnikiem! (Kaguya na ostatnią chwilę wypadła z listy, więc dostaje honorable mention).
Witajcie w kolejnym, już drugim wielkim podsumowaniu rocznym anime! Po Internecie krąży pogląd, że to 2016 był rokiem wszelkiego zła i chaosu, ale kiedy spojrzymy pod kątem chińskich bajek, okaże się, że to właśnie 2017 dostarczył nam mniej… no, wszystkiego było jakby mniej. Mniej hitów, mniej romansów na poziomie, mniej animacji w animacji i mniej więcej tak to szło. Co nie znaczy, że brak jest sensu w robieniu podsumowania, o nie. Dla odważnych dobre anime zawsze się znajdą!
Pragnę przy okazji wspomnieć, że w podsumowaniu uwzględnione zostały tylko te serie, które zakończyły się z 2017 rokiem (wyjątkami są drugi sezon Yuuki Yuuny i Wake Up, Girls! Shin Shou, które wyemitowały swoje ostatnie odcinki na początku stycznia, ale te przykłady miały znaczenie tylko w ankiecie). Pełne two-courowe anime jak np. Mahoutsukai no Yome czy Osomatsu-san 2 to już kandydaci na kolejne podsumowanie. A, i jeszcze jedna sprawa – skupiamy się na podsumowaniu serii, ale nie da się ukryć, że z pewnymi filmami (a przynajmniej ich wydaniami DVD) również jesteśmy na bieżąco. Dlatego właśnie tak jak w zeszłym roku wyróżnienia dla filmów mogą się pojawić w pewnych mniej ważnych kategoriach (w animacji to byłoby jak kopanie leżącego, ale już w odniesieniu do np. pary roku czy seiyuu nie ma aż takiego znaczenia w jakim medium rzecz została zaprezentowana).
Pierwszym łączącycm motywem, jaki przychodzi mi na myśl patrząc na listę anime z tego roku to “wspomnienia”. Odświeżyliśmy sobie wspomnienia przy wielu sequelach, niektórych całkiem świeżutkich (jak Boku no Hero Academia 2, Love Live! Sunshine!! 2 czy Tales of Zestiria the X 2 ), ale przypomnieliśmy sobie również o istnieniu już całkiem starych tytułów (jak Ao no Exorcist czy Kino no Tabi). Wspomnienia to również ważny punkt fabuły wielu serii. Kamyczki w Houseki no Kuni traciły wspomnienia, gdy odłupywano części ich ciał, Leo z Kekkai Sensen & Beyond pracuje dla Libry dzięki wszechwiedzącym oczom, mając w pamięci to, że zawdzięcza je poświęceniu Micheli, a w Net-juu no Susume wspomnienia o starej grze MMO-RPG ostatecznie łączą dwie ważne osoby… No i jak bardzo traumatyczne wspomnienia i urazy pozostawił za nami seans Ousama Game, to już sami wiecie najlepiej. Ach, te wspomnienia! Powspominajmy więc i my o tym, co się działo w tym minionym roku i dlaczego niby drzewiej bywało lepiej.
Będzie! Będzie zabawa! Będzie się działo! Aż podsumowania będzie mało!
Wiosna pomału zamieniło nam się w bezlitośnie upalne lato. Topnieją lodowce, przekąski i nasza cierpliwość do nieklimatyzowanych pomieszczeń. Jednak zmiana pór roku przynosi dla fanów anime bardzo wesołą nowinę – wreszcie kończy się sezon wiosenny! Istnieje w fandomie przesąd, że jest to co roku najsłabszy z wszystkich sezonów… I nie powiedziałabym, by 2017 zaprzeczył tej plotce. Wręcz przeciwnie. Fani mieli wreszcie okazję ponadrabiać starsze tytuły albo oddać się twórczości fanowskiej. Albo życiem. Jak ktoś lubi… Tak czy owak, przynosimy wam parę opinii o świeżo zakończonych seriach. Od czasów pierwszych wrażeń, dużo serii dropnęłyśmy, trafiło się też zaskakująco dużo dwusezonówek. Ostatecznie omówimy 9 serii, w tym dwie kontynuacje i jedną z krótkometrażówek.
Diana też ma wątpliwości co do jakości tego sezonu [Little Witch Academia]
Cześć i czołem we wiosennym sezonie! Choć ostatnie dni mało miały wspólnego z jakąkolwiek wiosną, japońska bajkoramówka została już gruntownie odświeżona, a my możemy zacieszać z kolejnych serii nowych i nowych, ale starych (prawie jak, hehe, dinozaury). A ponieważ po zimie obficie sypnęło tytułami, tym razem do dzieła pierwszowrażeniowego zniszczenia przystąpiłyśmy w naszym potrójnym składzie: Dar, Dziab oraz Shizu (już na oficjalnym stażu). Szczególnie Shizu dała w tej notce czadu i z prawdziwie młodzieńczym zapałem opisała aż 16 serii! Brawa dla niej. Ja, Dziabeł, przytłoczona przygotowywaniem panelu na Pyrkon oraz gejfikowaniem ogarnęłam zaledwie 4 serie, a Dar 3. Razem 24 serie, w tym 4 kontynuacje.
Wiosenny sezon, tradycyjnie, najciekawszy nie jest.
Witajcie! Z tej strony, na gościnnych występach, Shizuru. Przychodzę do Was z czymś, co mam nadzieję wam się spodoba, a mianowicie z przeglądem kotów w mandze i anime.
Zanim jednak zaczniemy, wypadałoby się dowiedzieć, skąd właściwie wzięły się koty w Japonii. Otóż pojawiły się one wraz z religią buddyjską w okresie Nara (lata 710-784 n.e.). Uważane za pogromców gryzoni, które w tamtym czasie były bardzo kłopotliwe, stały się wysoko cenione. W późniejszych okresach tylko arystokracja miała na tyle pieniędzy, żeby móc pozwolić sobie na kota domowego. Z racji tego, że obawiano się przemiany kotów domowych w nekomaty, o czym później, zaczęto obcinać kotom ogony oraz hodować je tak, by rodziły się one już z krótkimi ogonkami. Tak powstała rasa kot japoński bobtail. Japońskie bobtaile są rasą występującą od stuleci w Japonii, gdzie uważa się, że przynoszą szczęście domowi i domownikom, zwłaszcza trójkolorowe, nazwane mi-ke (co dosłownie oznacza trzy włosy). To właśnie one często występują w popkulturze japońskiej.