Wiosna 2020 – Zapowiedzi sezonu anime

Oj, wiosna, wiosna… Nie będę owijać w bawełnę: tak nerwowego sezonu dawno nie mieliśmy. Przez wiadomo jaką sytuację, sporo serii zaliczyło opóźnienia, przełożenia czy zawieszenie na czas nieokreślony. Po pełną listę anime opóźnionych czy odwołanych polecam pójść do tego tematu na Reddicie (a najlepiej przypiąć go sobie gdzieś i sprawdzać co kilka dni). Wbrew wszystkim problemom, muszę jednak powiedzieć, że bawię się tej wiosny całkiem dobrze. Serie, które oglądam są zabawne i na całkiem dobrym poziomie. Dlatego nasza redakcja nie ma problemów polecić Wam kilka naprawdę przyjemnych tytułów z tego sezonu. Zapraszamy do lektury i miejmy nadzieję, że jakoś przetrwamy tę pandemię!

92575958_1426942230822008_7053207873450409984_o

Appare-Ranman!

Ilość odcinków:
Studio: P.A. Works
Źródło: Oryginalne
Uwagi: Produkcja wstrzymana po 3 odcinkach

Ogólnie chodzi tutaj o wyścig transamerykański – uczestnicy za pomocą dowolnego pojazdu ścigają się z Los Angeles do Nowego Yorku. A że mamy przełom XIX i XX wieku podrasowany lekkim steam-punkiem wychodzi z tego bardzo kolorowy rajd… Zamieszani w niego są genialny młody wynalazca Appare oraz bojaźliwy samuraj Isshiki, którzy z powodu Zdarzeń i lekkiego pobłądzenia trafili z Japonii do USA.

Pierwszy odcinek to jeszcze wstęp, który tłumaczy skąd dwójka bohaterów znalazła się w Ameryce. Podejrzewam, że lepsze pojęcie o jakości serii będziemy mieli za tydzień jak zacznie się (?) właściwy wyścig… No, ale. Pewne cechy charakterystyczne już widać. To trochę anime z kategorii “szybko, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu”. I ja lubię takie serie. Tylko tutaj brakuje mi jakoś… uroku? Seria jest jednocześnie za bardzo i za mało abstrakcyjna. Brakuje tu jakichś realistycznych emocji czy wątków, które zaangażowałyby emocjonalnie, a jednocześnie to nie ten poziom szaleństwa (np. produkcji Triggera), by wyłączyć mózg i cieszyć narastającym chaosem. Nie potrafiłam się jakoś wciągnąć w akcję, bohaterowie też do mnie nie trafili. Appare to taki Senku z Dr Stone’a tylko mniej zwraca uwagi na innych ludzi. A jego towarzysz ma na razie za mało charakteru (oprócz panikowania) by załapać do niego sympatię.

I powiem to teraz: jest moment, kiedy zbyt krzykliwe i dziwne projekty postaci psują oglądanie serii. Nie chodzi mi o żadne realia historyczne czy praktyczność ciuchów. Gdy wszyscy wyglądają dziwnie i z różnych bajek, traci to swój urok. Dodatkowo przez krzykliwe kolory na łeb i szyję pada balans kolorów w kadrach, a to jednak ujmuje estetyce serii, która ogólnie grafikę ma na zwykłym poziomie… Nie licząc momentów, kiedy przez skomplikowanie projektów postacie są upraszczane i wygląda to źle. A to wróży słabo na resztę odcinków, kiedy czasu na ich dopracowywanie będzie znacznie mniej…

Trochę się zawiodłam. Szczególnie, że oryginalne anime od P.A.Works oznaczało kiedyś takie tytuły jak Angel Beats!, Irozuku czy Shirobako. Z sentymentu poczekam te 3 odcinki zanim wydam surowszy werdykt, ale to jednak nie wygląda jak seria pod moje gusta.

~Darya

 

Arte

arte-anime-yamato-video-01-810x400

Ilość odcinków: 12
Studio: Seven Arcs
Źródło: Manga
Uwagi:

Florencja, XV wiek. Pochodząca ze szlachetnej rodziny Arte kocha malować. Niestety żyje w czasach, kiedy młode kobiety miały tylko jedną powinność: dobrze wyjść za mąż. Główna bohaterka postanawia stawić czoła normom społecznym i zamiast szukać małżonka ucieka w miasto szukać praktyk w warsztacie malarskim. Po wielu odmowach, znajduje staż u samotnika Leo.

Raczej nie będę obiektywna w swojej ocenie. Bardzo czekałam na tę serię i na razie się nie zawiodłam. Są realia historyczne, można się doedukować w kwestii renesansowego malarstwa, lubię bohaterów. Protażka nie jest bardzo złożoną jednostką, ale ma swój cel, a jej entuzjazm jest zaraźliwy. Pierwszy odcinek dość zgrabnie nakreśla sytuację rodzinną dziewczyny (ojciec, który pozwalał jej rozwijać hobby malarskie niedawno zmarł, a matka chce wybić córce takie głupoty z głowy) oraz smutne realia, gdzie w w słonecznej Florencji nikt nie przejmuje się ambicjami dziewczyn. Zapowiada się, że seria trochę złagodzi dawne obyczaje i pokaże raczej optymistyczną wersję historii, w której kobieta chce zostać profesjonalną malarką. Ale to nie jest złe. I zaprzeczyłabym, żeby pokazane na razie zdarzenia były ahistoryczne. Arte jest dobrą rysowniczką, ale nie jest cudem objawionym, który zmieni Italię. Po prostu chce znaleźć sobie miejsce w warsztacie artystycznym, gdzie mogłaby całymi dniami malować. I taka historia mogła się spokojnie we Florencji zdarzyć (ogólnie mam wielką ochotę rzucić się teraz na źródła historyczne mówiące o tamtym okresie).

Ale mniejsza o jakąś realistyczność. Seria jest po prostu miła do oglądania. To jedno z tych anime, gdzie protażka kocha jedną rzecz i zrobi wszystko, by móc rozwijać swoją pasję. Ciekawą postacią wydaje się też jej mentor Leo. Z pozoru to gbur i samotnik, co bardzo kontrastuje z radosnym usposobieniem Arte, ale jest też dobry w tym co robi. Taka różnica charakterów może prowadzić do ciekawych starć. Nie wiem jak będzie wyglądać to ze strony romansu… Ale zobaczymy, nie mówię nie.

Arte to seria dla mnie. Pogodna, osadzona w realiach historycznych, z masą ciekawostek. A i ze strony produkcyjnej jest to anime miłe dla oka.

~Darya

BNA

95044234_1440536906129207_833510911426691072_n

Ilość odcinków: ?
Studio: Trigger
Źródło: Oryginalne
Uwagi: Pierwsze sześć odcinków miało przedpremierę
Lemurilla poleca

W świecie podobnym do rzeczywistości dzisiejszych czasów zaczynają pojawiać się zwierzoludzie – osoby które potrafią w różnym stopniu zamieniać się z ludzi w antropomorficzne zwierzęta. Istnienie tego odmiennego gatunku istot rozumnych prowadzi oczywiście do różnego rodzaju napięć społecznych, konfliktów oraz prześladowań ze strony zwyczajnych ludzi. Prowadzi to do założenia miasta-azylu dla nieludzi – Anima City – w którym mogą swobodnie żyć. Trafia do tego miasta główna bohaterka tego tytułu – Tanuki Michiru, która z niewyjaśnionych przyczyn dopiero po kilkunastu latach życia zaczęła objawiać cechy bycia zwierzoczłowiekiem i nie do końca może pogodzić się z tym jak zmienia się jej życie. Trafiając do ośrodka pomagającego nowoprzybyłym do Anima City znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie (oraz dzięki kilku zbiegom okoliczności), poznaje Shirou Ogamiego – Wilka, który w wolnym czasie zajmuje się własnoręcznym wymierzaniem sprawiedliwości wszelkim złoczyńcom działającym na terenie miasta. Główna bohaterka przypadkiem zaczyna towarzyszyć mu w kilku jego ‘przedsięwzięciach’ przeciwko łamiącym prawo zwierzoludziom.

Tytuł zapowiadający się bardzo dobrze, chyba jak większość produkcji Triggeru do momentu pojawienia się znikąd kosmitów, o interesującym świecie. Na pierwszy rzut oka dostajemy dosyć standardowy scenariusz opierający się na prześladowanej, fikcyjnej mniejszości próbującej znaleźć swoje miejsce na świecie, ale szybko widzowi przedstawiony zostaje bardzo istotny szczegół dotyczący społeczności zwierzoludzi – głównym prawem według którego funkcjonuje jest prawo silniejszego, który narzuca swoje racje słabszym. Jest to jeden z potencjalnie głównych powodów do napięć pomiędzy nimi a ludźmi, który sprawia, że przedstawiony konflikt przestaje być czarno-biały.

Jednak tym co dla mnie najbardziej wyróżnia ten tytuł to animacja, muzyka oraz klimat jaki tworzą. Bardzo cieszę się, że studio postanowiło dalej bawić się bardzo neonowymi kolorami których było pełno w Promare, tym razem skupiając się na wykorzystaniu ich do budowania estetyki vaporwave’u, na którą składają się również dużo kontrastów między jasnymi i ciemnymi kolorami a także ścieżka dźwiękowa, składająca się z różnego rodzaju muzyki elektronicznej.

BNA zapowiada się na naprawdę dobry tytuł, składający się z solidnej fabuły oraz niepowtarzalnej części audiowizualnej. Zdecydowanie polecam sprawdzić, tylko uważać, żeby nie zobaczyć całej pierwszej połowy na raz, bo na resztę odcinków będziemy czekać do połowy aktualnego sezonu.

~Zedarrr

 

Digimon Adventure: (2020)

93868880_1435608739955357_3362265661060415488_o

Ilość odcinków: – (oryginał miał ich 54)
Studio: Toei Animation
Źródło: Oryginalne
Uwagi: Remake serii z 1999, Produkcja wstrzymana po 3 odcinkach

Ojciec wszystkich isekajów. Grupka dzieci z podstawówki na koloniach zostaje przeniesiona do innego, wirtualnego świata. Wcześniej jednak śledzimy walkę szóstoklasisty Taichiego, który wraz ze znajomymi i dziwnym potworem zwanym “Digimonem” ratuje Tokio przed zagładą.

Tak więc nowa seria zamiast od razu wyisekajować dzieciaki zaczyna od trzyodcinkowej walki w Tokio (albo internecie?) gdzie po raz pierwszy Taichi spotyka Agumona. Jak widzę po forach zdania na temat takiego rozpoczęcia historii są podzielone. Jeśli chodzi o mnie, to… Znudziłam się. Nie zrozumcie mnie źle, animacja jest na dobrym poziomie, postacie są sympatyczne… Ale to jednak seria skierowana dla młodszego widza i takie rzucenie nas w akcję nie zrobiło na mnie wrażenia.

Dodajmy tutaj ważną informację: wychowywałam się na Digimonach, za dzieciaka była to jedna z moich ulubionych serii i bardzo mile wspominam ten sezon. Nie zmienia to faktu, że powrót do tej historii po latach nie należy do najciekawszych. Szczególnie jeśli na dzień dobry dostajemy dość generyczną shounenową walkę o uratowanie Tokio. No i z jakiegoś powodu pokazano fuzję digimonów już w drugim odcinku, kiedy w starej wersji była to ostateczna forma ostatecznych form, którą dostaliśmy w ramach finału? Może to forma forshadowingu, ale na mnie zrobiło to słabe wrażenie.

Jeśli macie młodsze rodzeństw lub inne dzieci pod ręką to może być to dla nich całkiem ciekawe wprowadzenie do świata Digimonów. Mnie to anime nie zachęciło do śledzenia go co tydzień – nawet mimo nostalgii. Mój dylemat czy dropnąć serię czy nie, ułatwiło dzisiejsze ogłoszenie, że produkcja tego anime została właśnie wstrzymana na czas nieokreślony. Poczekam sobie, aż Toei dojdzie do remake’u Digimon Tamers – tę część wspominam tak dobrze, że mój kredyt zaufania jest znacznie większy. Jeśli chodzi o serię dla młodszego widza, nowe Pokemony znacznie lepiej trzymają moją uwagę.

~Darya

Fruit Basket s2

92264925_1425869077595990_260747481720029184_o

Ilość odcinków: 24
Studio: TMS Entertainment
Źródło: Manga
Uwagi: Drugi sezon

Dalsza część historii o przeklętym rodzie którego członkowie zamieniają się w zwierzęta po bliższym kontakcie z osobą płci przeciwnej. W końcu na porządnie wchodzimy w rejony do których nie dotarła adaptacja z 2001 roku! Pierwszy odcinek zaczynamy z perspektywy przewodniczącej Klubu Adoratorów Yukiego, której trudno pogodzić się faktem, że jej książę zaczął inaczej się zachowywać…

To naprawdę dobry początek dla nowego sezonu. Zamiast od razu iść dalej z akcją dostajemy spojrzenie na to jak bardzo Yuki się zmienił po poznaniu Tohru. Dodatkowo, po tym jak został przewodniczącym szkoły znalazł się pretekst na pokazanie nowych postaci – członków samorządu szkolnego. Dzięki nim oraz Klubie Adoratorów widać, że szczur stał się bardziej otwarty na ludzi, łatwiej przychodzi mu uśmiechanie się, a i sam wydaje się bardziej zadowolony z życia. Ładnie, ładnie, zmiany w bohaterach to ważna rzecz w tej serii.

Jakość produkcji zostaje na tym samym, porządnym poziomie. Nowy opening nie zapadł mi w pamięć, ale ending jest całkiem ładny. Według wcześniejszych danych o tym, że cała ekranizacja mangi ma mieć 64 odcinki, ten sezon będzie częścią środkową środkową historii. Cieszę się już na kolejne opowieści o tych bohaterach.

~Darya

 

Gal to Kyouryuu

95885631_1446950675487830_8579368164997988352_o

Ilość odcinków: 12
Studio: Kamikaze Douga, Space Neko Company
Źródło: Manga
Uwagi:

Pewnego dnia Kaede, nasza tytułowa bohaterka, budzi się w swoim mieszkaniu gdzie spotyka Dinozaura. Z racji tego, że to anime, to jest zaskoczona tylko trochę i tylko na początku. Z braku lepszego pomysłu Dino zamieszkuje z nią, wyjadając jej zapasy gotowego ramenu i oglądając telewizję.

Napisanie tej zapowiedzi zajęło mi aż 5 odcinków. Powód jest prosty – ta seria jest tak unikalnie dziwna, że nie bardzo wiedziałam jak się to zabrać. Mamy tutaj połączenie standardowej animacji, animacji poklatkowej i części live action. Oprócz tego humor bywa dziwny, sytuacje absurdalne, niektóre części fabuły zupełnie się nie łączą ze sobą, zaś inne tworzą solidną intrygę. Nie zawsze wiadomo o co chodzi, ale zawsze jest śmiesznie, gdy Dino wydaje dźwięki air hornów. Tak naprawdę trudno opisać, co się dzieje, lepiej zobaczyć to samemu.

Jeśli macie wrażenie, że Gal & Dino coś wam przypomina, to możecie mieć rację. Studio Kamikaze Douga było odpowiedzialne również za Pop Team Epic, czyli anime równie dziwne jak to. Nie jestem jednak w stanie ich porównać, gdyż nie widziałam tej serii..

Jeśli mogę wam dać jedną radę, to nie patrzcie na oceny na malach, anilistach czy innych tego typu stronach. Najlepiej będzie jak sami spróbujecie i ocenicie. Jakbym miała patrzeć na same oceny, to na pewno nie sięgnęłabym po ten tytuł. Okazał się być jednak świetną komedią i jedną z moich ulubionych bajek tego sezonu.

~Shizuru

 

Gleipnir

95388821_1446951915487706_8361800819888095232_o

Ilość odcinków:
Studio: Pine Jam
Źródło: Manga
Uwagi:

Gdyby Gleipnir był moim znajomym na facebooku, ustawiłbym status na “to skomplikowane”, zablokowałbym go i jednocześnie obserwował. Jest on bardzo silnym pretendentem do zostania “guilty pleasure” tego sezonu. Ale po kolei.

Oto poznajemy Schuuichiego Kagayę – licealistę, który jest ponadprzeciętnie inteligentny, ale udaje że wcale nie, bo przecież lepiej być taki jak wszyscy. O nie, to jedna z tych serii. Jakby nam mało było krawędzi, to nosi on okulary (przez co wygląda jak MC z Sangatsu), ale tak naprawdę ICH NIE POTRZEBUJE, OHOHOHO. Aha, no i potrafi się przepoczwarzyć w pluszowego stwora. I to nie byle jakiego – wygląda on jak fursuit zrobiony przez fana Five Nights at Freddy’s, przez co jest równie śmieszny, co niepokojący. Oczywiście jego wewnętrzna bestia zawiera w sobie pakiet w postaci nadludzkiej siły i węchu (co trochę mnie śmieszy, bo głos podkłada pod niego Natsuki Hanae, seiyuu Tanjirou z Kimetsu – cóż za zbieg okoliczności!).

Sielankę Schuuichiego nagle przerywa fakt, że zachciało mu się uratować z pożaru Clair Aoki, która wbrew wszelkiej możliwej logice szantażuje go, grożąc, że powie wszystkim, że jest on potworem. No cóż, nasz bohater najwyraźniej wziął sobie zbytnio do serca udawanie mało inteligentnego i wierzy w to, że policja aresztuje każdego, o którym nastolatka powie, że jest wielkim furry (zaraz…). Po drodze zostają zaatakowani przez inną osobę z mocą podobną do transformacji Schuuichiego, a my dowiadujemy się, że wszystko to bezwzględna walka tocząca się wokół tajemniczych monet dającym ich znalazcom potęgę. Trzeba też wspomnieć, że nasz bohater po przemianie jest pusty w środku i ma zamek błyskawiczny na plecach, co Clair wykorzystuje w interesujący sposób. Ochoczo wskakuje więc do środka w samej bieliźnie, pilotując naszego potwornego protagonistę niczym mięsnego mecha i kopiąc przy okazji inne potworne tyłki.

O ile głupotę historii jestem w stanie przeboleć, bo ewidentnie nie jest to seria na tym skupiona, tak największym moim problemem jest do tej pory fanserwis. Osiąga on bowiem znienawidzony przeze mnie poziom, który nazywam “dlaczego” – ponieważ jest to pytanie, które zadaję sobie za każdym razem, gdy się pojawia. Oglądając pierwszy odcinek możesz być pewien, że widząc żeńską postać prawdopodobnie zaraz zobaczysz jej majtki. Na szczęście w kolejnych odcinkach pojawia się on zdecydowanie rzadziej (co nie oznacza, że wcale…), ale może jest to spowodowane tym, że spotykamy mniej postaci…

Całą serię ratuje za to oprawa audiowizualna o jakości jakiej nie spodziewałem się po studiu Pine Jam. Walka w drugim odcinku została zaprojektowana i zanimowana niesamowicie. Zakładam, że duża w tym zasługa storyboardów Ryoumy Ebaty (bardzo utalentowanego animatora, któremu swą jakość zawdzięcza np. Tensei Shitara Slime Datta Ken) i Hirofumi Okity, który owe storyboardy wprawił w ruch – w mandze ta walka zajęła zaledwie parę kadrów. Projekty postaci i potworów również zasługują na pochwałę – momentami seria uderza bardzo mocno w klimat horroru. Urzekła mnie również praca Ryouhei Sataki, dla którego jest to dopiero drugie anime, w którym odpowiada za muzykę (pierwszym było Release the Spyce), mimo to soundtrack w Gleipnirze to czysty OGIEŃ. Mnóstwo różnorodnych, dynamicznych kawałków, świetnie komponujących się ze scenami akcji.

Głębokiej fabuły tu nie znajdziecie, ale jeżeli przebolejecie fanserwis, to otrzymacie naprawdę dobrego akcyjniaka, który parę razy może miło was zaskoczyć.

~Siekier

 

Honzuki no Gekokujou: Shisho ni Naru Tame ni wa Shudan wo Erandeiraremasen 2nd Season

2P5gCJQvXs9Fv7bAzsuZOSljqkd

Ilość odcinków: 12
Studio: Ajia-Do
Źródło: Light Novel
Uwagi: Drugi sezon; Pomiędzy sezonami wyszło OVA.
Lemurilla poleca

Bezpośrednia kontynuacja pierwszego sezonu z jesieni. Main zostaje przyjęta na praktyki do kościoła, co wiąże się z nowymi obowiązkami, a nawet innym statusem społecznym. Pozytywem całej sytuacji okazuje się jednak dostęp do upragnionych książek.

Honzuki to takie cudowne anime. Przedstawia realia historyczne średniowiecza lepiej niż niejedna seria osadzona w prawdziwych lokacjach (tutaj pamięta się, że dawniej miasta niemiłosiernie śmierdziały!). Dodatkowo protażka jest cudowna. W oczach innych uchodzi za geniusza, jednak nie wszystko wychodzi jej od razu dobrze. Dodatkowo problemy pojawiają się, gdy dostaje się na pozycję ponad swój stan i trzeba lawirować w nowych wymaganiach społecznych. Jednocześnie posiada na tyle inteligencji oraz empatii, by realizować swoje cele. Inni bohaterowie też są ciekawi. Cudną scenę dostaję w drugim odcinku Benno (jego przylizane włosy <3), dodatkowo pojawiają się nowe postaci, służący Main, z którymi ta musi się jeszcze dotrzeć.

Jeśli przegapiliście tę serię w zeszłym roku to stanowczo radzę nadrobić zaległości. Honzuki to bez wątpienia jeden z najinteligentniejszych i najświeższych isekajów jaki widziałam. Przypominam też, że zimą wyszło OVA do serii, które ma kilka zdarzeń do których bohaterowie odwołują się w drugim sezonie.

~Darya

 

Jashin-chan Dropkick’

92185442_1424335637749334_1111468649224339456_n

Ilość odcinków: 11
Studio: Nomad
Źródło: Manga
Uwagi: Drugi sezon

Kontynuacja zaskakująco dobrej komedii opowiadającej o perypetiach Yurine oraz przywołanej przez nią z piekła Jashin-chan. Tytułowa dziewczynko-wąż stara się za wszelką cenę pozbawić życia swoją ‘mistrzynię’, z którą związana jest (jako demon) rytualnym kontraktem, jako że jest to jedyny sposób na uzyskanie przez nią wolności i powrót do spokojnego życia. Oczywiście nie jest to proste z kilku powodów: Jashin-chan nie jest najbardziej rozgarniętym z demonów, oraz z tego, że Yurine hobbystycznie kolekcjonuje wszelkiego rodzaju broń białą. Fabuła z biegiem czasu rozłazi się w wiele różnych kierunków, dochodzi nam kilkoro postaci nie tylko mieszkających na Ziemi czy pochodzących z piekła, ale także aniołów. Jako że jest to komedia, to oczywiście najbardziej istotnym elementem są żarty, które w mojej opinii są bardzo udane. Pełno jest dobrze zrealizowanych nawiązań do naprawdę masy rzeczy, a także łamania czwartej ściany (które dodatkowo nasila się bardzo, jak na razie, w drugim sezonie, pierwszy odcinek bardzo przypominał mi początki sezonów Gintamy). Oczywiście humor jest strasznie subiektywny, ale zachęcam zobaczyć chociażby odcinek, bo dla mnie jest to jedno z większych zaskoczeń, o którym nie słyszę zbyt dużo jeśli chodzi o ostatnie lata.

~Zedarrr

 

Kaguya-sama wa Kokurasetai? s2

92555021_1427869017395996_8065640924790652928_o

Ilość odcinków: 12
Studio: A-1 Pictures
Źródło: Manga
Uwagi: Drugi sezon
Lemurilla poleca

Kontynuacja komedii o pewnym samorządzie szkolnym, którego przewodniczący i wiceprzewodnicząca nie chcą przyznać się do swoich wzajemnych, romantycznych uczuć.

Stworzyć dobrą komedię to ogromna sztuka, może nawet większa niż stworzenie dobrego dramatu. Komedia potrzebuje idealnego pacingu, ciągle świeżych pomysłów i niesamowitych pokładów kreatywności. Dlatego ważcie na to co teraz powiem: Kaguya-sama może być najlepszą komedią anime jaką widziałam. A na pewno trzyma się blisko czołówki, koło Gekkan Shoujo Nozaki-kun czy KonoSuby. Oczywiście oryginalna manga sama w sobie posiada już dobrze napisane dowcipy. Jednak reżyser i storybordzista Shinichi Omata robi z adaptacją prawdziwe cuda. Grafika, animacja, tempo, dźwięk, muzyka, seiyuu… Wszystko wykorzystywane jest tutaj perfekcyjnie do spotęgowania żądanego efektu (Cóż, najsłynniejsze anime tego reżysera to Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu także wyróżniające się doskonałymi storyboardami. A fakt, że Omata jest tak świetny zarówno w melodramacie, jak i komedii napawa mnie nadmierną zazdrością).

Jednak siłą Kaguyi jest nie tylko znakomite techniczne wykonanie komedii. Już w pierwszym sezonie pozwolono nam szczerze polubić bohaterów, mających bardziej skomplikowany charakter niż dwie cechy na krzyż i własne problemy, które już niekoniecznie są tak śmieszne. Właśnie ta szczypta dramatu robi z Kaguyi tak dobrą i wciągająca serię. W pierwszym odcinku skupiamy się jednak wyłącznie na dowcipie. Kilka niepowiązanych ze sobą podrozdziałów zawiera scenki z grania w planszówkach podobną do gry CV, czytanie horoskopów oraz podglądanie pary chodzących ze sobą uczniów. Parę doskonałych scen dostaje też Hayasaka. Nowy opening nie jest może tak chwytliwy jak pierwszy, ale nie sposób nie docenić jego uroku.

Ci, którzy polubili pierwszy sezon Kaguyi mogą jak na razie być spokojni: żaden wirus nie opóźnia nam nowych odcinków, a wstęp przypomniał mi z pełną siłą za co polubiłam tę serię. Będzie po co wypatrywać sobót tej wiosny!

~Darya

 

Kakushigoto

94217008_1438098959706335_6090487655517126656_o

Ilość odcinków: 12
Studio: Ajia-Do
Źródło: Manga
Uwagi:
Lemurilla poleca

Gotou Kakushi, samotny ojciec wychowujący swoją córkę, Hime, zarabia na rysowaniu mang. Ale nie są to zwykłe mangi, albowiem mężczyzna rysuje lekko wulgarne i zboczone tytuły. Postanawia więc, że jego ukochana, obecnie 8-letnia, córeczka nigdy, przenigdy nie może dowiedzieć się, jak zarabia on na życie. Codziennie rano wychodzi z domu w garniturze, by po drodze przebrać się w wygodniejsze ciuchy i móc w spokoju rysować. Myślicie, że to takie proste? Oczywiście, że nie. Tym bardziej, że autorem mangi Kakushigoto jest Kouji Kumeta, twórca chociażby Sayonara Zetsubou Sensei.

Zaskoczenia i niespodzianki kryją się już w samym tytule. Otóż główni bohaterowie nie nazywają się tak nieprzypadkowo. Kakushi Goto zależnie od zapisu może oznaczać zarówno “sekret” jak i “zarabiać na rysowaniu”, a Hime Goto również oznacza sekret. Już sama nazwa tego anime pokazuje, że sekrety i ich ukrywanie będą ważne.
Anime to skupia się głównie na relacjach między bohaterami. Najważniejsza jest relacja między ojcem a córką, która, mimo że okryta jest tajemnicą, wydaje się być bardzo ciepła i bliska. Kakushi zdecydowanie stara się być jak najlepszym ojcem, spełniać jej wszystkie prośby i zachcianki, przy czym wydaje się być zdecydowanie nadopiekuńczy. Hime zadaje dużo pytań, stara się być jak najlepszą dziewczynką, przepuszczając jednak wszystko przez swoją dziecięcą naiwność i prostolinijność. Od samego początku zauważalny jest brak matki, jednak do tej pory nic nie zostało powiedziane na ten temat.
Od początku poznajemy też dużo postaci drugoplanowych. Są to zarówno współpracownicy Kakushiego, nauczycielka w szkole, czy koleżanki Hime. Wszyscy są dosyć barwni i ciekawie zarysowani, a ich interakcje ciekawe.

Oprócz interesujących bohaterów mamy tu mnóstwo nawiązań do popkultury czy rynku mangowego jako takiego. Co prawda nie jestem znawcą w tym temacie, ale wiele sytuacji przedstawionych chociażby przy tworzeniu mangi wydaje się być prawdziwa. Nie można zapomnieć, że jest to seria komediowa, więc żartów z tych tematów jest tu naprawdę sporo. Nawet jeśli nie ogarnia się absolutnie wszystkich nawiązań, to i tak można się świetnie bawić. A chwilę potem wzruszyć. A potem znowu rozbawić.

Wizualna strona tej produkcji wypada w porządku. Kreska jest charakterystyczna, jeśli zna się inne tytuły tworzone na podstawie twórczości pana Koujiego Kumety to szybko można rozpoznać autora źródła. Całość jest w utrzymana w pastelowych barwach i rysowana w dosyć miękkim stylu. Wszystko wygląda bardzo uroczo i sympatycznie. No, może oprócz typa w rajtuzach na głowie, których jest głównym bohaterem mangi Kakushiego. Ciężko wypowiedzieć mi się o muzyce, gdyż zupełnie nie zapadła mi w pamięć.

Podsumowując, Kakushigoto to solidna produkcja o relacji ojca z córką i sekretach, okraszona sporą dawką humoru i galerią ciekawych postaci. Wydaje mi się, że jest to pozycja, którą spokojnie może spróbować każdy.

~Shizuru

 

Kami no Tou: Tower of God

EVHsBCZUwAUX8z6

Ilość odcinków: 13
Studio: Telecom Animation Film
Źródło: Webtoon
Uwagi:
Lemurilla poleca

Nowy sezon zaczynamy od razu tytułem wartym uwagi. Tower of God na pewno na nią zasługuje, mimo, że nie za bardzo wiadomo co w pierwszym odcinku się dzieje. A może właśnie dzięki temu, bo to właśnie atmosfera tajemnicy i mocne odczucie inności świata przedstawionego powoduje, że z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek.

No, ale wróćmy może do tych kilku informacji, które dało się wyciągnąć z pierwszego odcinka i zbudujmy jakiś zarys fabuły. Mamy głównego bohatera, oczywiście z brakami pamięci, oraz wieżę. Osoba która dojdzie na najwyższy poziom wieży, może dostać cokolwiek czego pragnie. Oczywiście droga na sam szczyt nie jest prosta, każdy poziom stawia przed potencjalnymi śmiałkami różne przeszkody i wyzwania. Szybko dowiadujemy się również, że nasz bohater nie ma wielkich ambicji i marzeń do spełnienia, a do tytułowej wieży trafia szukając bliskiej sobie osoby, która to postanowiła wspiąć się na szczyt. Sama koncepcja może nie jest skomplikowana, ale wierzcie, to jak przedstawiony i zbudowany jest świat to inna bajka. Nie wiemy czym tak naprawdę jest tytułowa wieża. Nie widzimy na ekranie żadnego budynku, a poziomy które pokazano w pierwszym odcinku to bardziej abstrakcyjne miejsca niż piętra w jakiejś konstrukcji (dla przykładu, jeden to po prostu trawiasta równina ciągnąca się po horyzont). Dodatkowo nie mamy pojęcia jak wygląda świat poza wieżą. Dostajemy jakieś poszlaki o istnieniu królestw czy różnych języków, a także przedstawiony zostaje nam ogromny przekrój mieszkańców tego świata (nie tylko ludzi) oraz różnego rodzaju dziwacznego wyposażenia które posiadają. Atmosferę doskonale buduje muzyka, za którą odpowiada Kevin Penkin, którego talent do komponowania dźwięków nie z tego świata znamy z Made in Abyss (chociaż tym razem mamy historię o podróży w górę a nie w dół). Wszystko to składa się na imponujący i fascynujący od pierwszego odcinka tytuł, który bardzo polecam.
~Zedarrr

 

Otome Game no Hametsu Flag shika Nai Akuyaku Reijou ni Tensei shiteshimatta… (Hamefura/Bakarina)

ONVV0iM

Ilość odcinków: 12
Studio: Silver Link.
Źródło: Light Novel
Uwagi:

Główna bohaterka to rozpieszczone, bezczelne dziecię ze szlacheckiej rodziny, której jedynym marzeniem jest żyć w dostatku i hajtnąć się z dobrą partią. O, takim księciem Geraldem na przykład. Ale jako że nie możemy mieć ładnych rzeczy, okazuje się, że dziewczynka tak naprawdę… Żyje w isekaju! Po małym wypadku Katarina przypomina sobie poprzednie życie, w którym była otaku lubiącym gry otome. Choćby takie gry, gdzie jest się w świecie fantasy i próbuje wyrwać księciów i innych szlachciców. I tutaj pojawia się plot-twist: bohaterka odrodziła się w grze, w którą grała! Ale co najgorsze… Obsadzona została w roli przeciwniczki głównej bohaterki, której los kończy się albo wygnaniem albo śmiercią. Jako że do rozpoczęcia fabuły gry zostaje jeszcze kilka lat, Katarina postanawia zrobić wszystko, by uniknąć najgorszego losu!

Nie byłam przekonana do tej historii czytając tylko opis. Ot, kolejny isekai próbujący być zabawnym. Liczne pochwały skłoniły mnie jednak do spróbowania serii… I jest dobrze! Trochę czasu schodzi na wytłumaczenie sytuacji Katariny, ale jak to już jest ustalone, robi się naprawdę ciekawie – oraz autentycznie zabawnie. Dziewczyna kombinuje jak może, by zmienić swoją przyszłość. Fajne jest, że jej plany są trochę przesadzone (postanawia nauczyć się szermierki, by być przygotowana na pojedynek w którym zginie oraz magii, żeby sobie poradzić jakby miała zostać wygnana), ale ostatecznie największe postępy w poprawie swojego losu czyni gdy jest po prostu miła dla innych. Fakt, że jej dobre zachowanie nie jest (zwykle) podyktowane czystą przebiegłością sprawia, że łatwo ją polubić. Ogólnie, bohaterowie są sympatyczni. Poznajemy ich jako ~8 letnie dzieci, jednak opening sugeruje, że zostaną z nami aż staną się nastolatkami. Większość relacji między bohaterami jest bardzo pozytywna, przez co cała seria staje się po prostu wspaniałym umilaczem czasu. Oczywiście tytuł bawi się schematami reverse haremu, jednak cieszy mnie, że już w drugim odcinku poznaliśmy postać żeńską, która szybko zostaje przyjaciółką protażki. Ogólnie, mało tu na razie romansu, ale jak mówi Katarina: ma umysł 17-latki, trudno by podobali jej się 8-latkowie.

Hamefura (lub Bakarina – tak, są dwa skróty tego długiego tytułu, jeszcze nie wiem, który jest poprawniejszy) to znakomita odskocznia od wszystkich problemów. Ładne, zabawne i ze sympatycznymi bohaterami. Jeśli jest wam źle na świecie, to przy tej serii możecie choć trochę wypocząć.

~Darya

Yesterday wo Utatte

91943008_1422906441225587_4142430557524983808_n

Ilość odcinków: 18
Studio: Doga Kobo
Źródło: Manga
Uwagi:

Główny bohater właśnie skończył studia, ale zamiast zakotwiczyć się w jakimś porządnym korpo, wciąż nie wie czy nie wolałby robić w życiu czegoś innego, czegoś co by go naprawdę interesowało. Spędza więc czas dorabiając w osiedlowym sklepie, czasami coś fotografując, a przede wszystkim nie robiąc żadnych postępów w życiu. Aż do momentu, kiedy zaczynają przy nim krążyć dwie panny: znajoma ze studiów oraz licealistka, która rzuciła szkołę, by włóczyć się po mieście z krukami.

Mam mieszane uczucia. Na pewno podoba mi się setting historii: lata 90-te oraz bohaterowie będący młodymi dorosłymi. Widać, że będzie to bardzo powolna historia o żyćku, uczuciach i odnajdywaniu miejsca na świecie. Graficznie jest bardzo przyjemnie, kolory ciemne, projekty postaci raczej realistyczne. Tylko początek robi mało, by zachęcić widza do dalszego oglądania.

Cały czas miałam wrażenie, że pierwszy odcinek prowadzi do jakiegoś finału, który powie nam czego mamy się po tej serii spodziewać. Ostatecznie jednak, prawie nic nie dzieje. Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekuję żadnej wielkiej akcji czy ambitnego celu do którego ma dążyć protag. Po prostu sceny po sobie następują, ale trudno się wciągnąć. Główny bohater jest w sumie nijaki, dziewczyny pokazały nam jeszcze za mało, by je ocenić. Niby klimat jest przyjemny, ale jednak są pewne granice ekspozycji jakie można wprowadzić zanim straci się koncentrację widza.

W ogóle, ciekawa sprawa: to anime robi Doga Kobo, studio znane jak na razie prawie wyłącznie z serii moe, gdzie słodkie dziewczynki są słodkie (zeszłosezonowe Koisuru Asteroid, wcześniej Dumbell czy Senko-san). Nie wpadłabym na to, że teraz postanowili pójść w całkiem innym kierunku.

Nie mówię serii nie, ale trudno mi powiedzieć czego mam się tu spodziewać. Pociesza mnie myśl, że manga z której Yesterday jest adaptowane to dzieło zakończone, ale no… To był nieciekawy pierwszy odcinek. Ale wciąż, to tylko pierwszy odcinek, a wszystkie znaki wskazują, że powinna to być seria w moim guście. Daje więc anime jeszcze więcej czasu, by mnie do siebie tak na porządnie przekonać.

~Darya

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s