Niektórzy dzielą rok na „przed Pyrkonem” i „przed przyszłorocznym Pyrkonem”. To my. Tyle jeśli chodzi o tłumaczenie się czemu notka jest tak opóźniona. Tak… Gdzie ja to… Sezon zima! Po doskonałym roku 2018, rok 2019 w anime zaczyna się… Właściwie całkiem porządnie? Na pewno nie mieliśmy problemów wskazać kilka serii, które szczególnie przykuły naszą uwagę. Dokładniej, mowa tu o 8 tytułach, które chcieliśmy dla was wyróżnić. Zapraszamy do notki!

Najlepsza Komedia: Kaguya-sama wa Kokurasetai
Ja wątpiłam w tę serię. Wątpiłam przez pierwsze trzy odcinki, które nie były złe… Ale od czwartego poczułam, że może to jednak perełka. I miałam rację. Choć Kaguya to z pozoru kolejna szkolna komedyjka, gdzie bohaterom zejdzie 20 tomów, zanim chwycą się za rączki, muszę powiedzieć, że tu natrafiłam na coś wyjątkowego. I nie mówię tu (tylko) o najlepszej dziewczynce, jaką jest Chika! Kaguya, jako seria, robi wszystko dobrze. Pacing dowcipów jest w punkt, gagi wbrew pozoru nie są powtarzalne, graficznie i reżysersko też wszystko gra. Najlepszym elementem serii są jednak bohaterowie. Nie tylko są oni sami z siebie sympatyczni i mają doskonała chemię. Choć to komedia, czuć, że kolejne wydarzenia wpływają na całą ekipę i dorastają oni na naszych oczach. Dochodzi do tego, że jak seria pokazuje lekki dramat to naprawdę współczujemy bohaterom, a przede wszystkim: rozumiemy ich motywację.
No i Chika, która swoim tańcem podbiła internet. To moja dziewczynka. Będę ją chronić własnym życiem!
~Darya
Najlepsza Akcja: Yakusoku no Neverland

Ah, seria w której podanie jakiegokolwiek faktu jest brane jako spoiler. Czy wielce wyczekiwana adaptacja mangi Shounen Jumpu jest warta naszej uwagi? Moim zdaniem tak.
Opis swoich wrażeń, zacząłbym od tego, że nie czytałem materiału źródłowego, więc moja kompletna nieświadomość tego co się wydarzy zdecydowanie pomogła mi dobrze się bawić oglądając tą serię. Jest to historia grupy dzieci mieszkających pod opieką przybranej mamy, które pewnego dnia odkrywają coś strasznego (wiem, minimalny spoiler, ale z drugiej strony seria bardzo podpowiada, że jest coś nie w porządku). A więc, nie rozpisując się o samej fabule, co serwuje widzom ten tytuł? Yaksoku no Neverland jest serią psychologiczną oraz lekkim horrorem z dużą ilością tajemnic i planów do rozgryzania dla naszych bohaterów. Jeśli chodzi o poziom napięcia, jak dla mnie seria potrafi przykuć naszą uwagę, głównie przez takie rozłożenie materiału, że praktycznie każdy z odcinków kończy się cliffhangerem. Problemy na które natrafiają nasi bohaterowie i ich rozwiązania jak dla mnie są bardzo sensowne, ale mimo wszystko nie zawsze oczywiste. Pochwalić również Neverland trzeba za bohaterów, którzy planują rozmowy i biorą pod uwagę uczucia innych planując swoje następne posunięcia. Pochwalić serię muszę również za wielce emocjonujący finał, który przebija pod względem napięcia całą resztę serialu, nieważne jak niemożliwie to brzmi. Osobiście podczas oglądania dwóch ostatnich odcinków regularnie musiałem sam sobie przypominać o oddychaniu.
Ponarzekać mogę głównie na fakt, że część ekspozycji jest po prostu rozmowami pomiędzy bohaterami, co trochę wybija nas z rytmu jeśli chodzi o ukrywanie się przed zagrożeniem i działanie pod przykrywką, przede wszystkim dlatego, że postaci nie rozmawiają nawet szeptem. A i jeszcze może na średniej jakości CG korytarze, ale to da się znieść. Mimo to oglądając ten tytuł bawiłem się doskonale.
~Zedarrr
Najlepsza seria ambitna: Boogiepop wa Warawanai (2019)

Boogiepop – seria która od samego początku zarzuca widza ogromną ilością niezrozumiałości i zagadkowych wydarzeń, ściśle ze sobą poprzeplatanych. Przez cały sezon dostawaliśmy kawałek, po kawałku kolejne zdawkowe informacje które pozwalały na stopniowe łączenie wszystkiego co się dzieje w jedną całość. Czy koniec końców, finał dał nam spektakularne połącznie wszystkich wydarzeń, dające całkowicie nowe światło na to co wiedzieliśmy do tej pory? Nie do końca, ale mimo wszystko nie jestem zawiedziony. Seria ta, okazała się być dużo bardziej case’ówką, mimo połączenia wszystkich wydarzeń między sobą, a tytułowa, tajemnicza postać koniec końców pozostała tajemnicza, ale czuje się, że tak powinno być. Koniec końców, sam Boogiepop nie wiedział kim/czym tak naprawdę jest, tylko jaki cel musi osiągnąć.
Może tytuł ten nie okazał się do końca tym, czego się spodziewałem, lecz nadal uważam, że jest naprawdę dobry. Muzyka pozostaje świetna, animacja może momentami jest oszczędna, ale tam gdzie to istotne nie widać problemów. Dodatkowo, tak jak wspominałem w pierwszych wrażeniach sezonu, POSTACI – wszystkie po kolei są wyjątkowe, inne i interesujące, a historia skacząca trochę pomiędzy narracją z różnych perspektyw pozwala nacieszyć się nimi po kolei.
Więc, czy warto Boogiepopa obejrzeć? Jak dla mnie jak najbardziej, jest to na pewno interesujące i przyjemne doświadczenie, oraz jedna z bardziej wyróżniających się serii w tym sezonie.
~Zedarrr
Najlepszy relaks: Dōkyonin wa Hiza, Tokidoki, Atama no Ue

Aspołeczny pisarz przygarnia zabiedzonego kociaka. To zdanie wystarczyłoby za cały opis fabularny tej serii. Oczywiście, z tym spotkaniem wiążą się konsekwencje w postaci choćby potrzeby kupowania kociego jedzenia czy chodzenia do weterynarza. Jaki jest tego skutek? Nasz chorobliwie unikający wszystkiego co żywe bohater zmuszony jest wchodzić w interakcje z innymi ludźmi i zwierzakami. Na szczęście okazuje się, że kot jest też genialnym dostarczycielem weny do pisania kolejnych powieści, więc przynajmniej na tym polu pisarz nie może narzekać.
I ojej, to anime leczy depresję, raka, łysienie i suszę. Już dawno nie oglądałam tak przyjemnego i życiowego anime. Nie ma tu szczególnie mocno zarysowanej fabuły, niemal wszystkie odcinki przedstawiają poszczególne historie naszych bohaterów. Od lekkiej niechęci do wielkiej miłości – tak wygląda droga pisarza i jego kota. I to z obu stron, bo historię poznajemy zarówno z ludzkiej strony jak i kociej. Do tej pory jakoś nigdy nie ciągnęło mnie bardziej do anime z gatunku slice of life, to jednak ta seria idealnie wyważyła elementy komediowe z tymi bardziej poważnymi. Czasami miałam nawet mokre oczy, ale wiecie, tam były kotki. Kotki zawsze są wzruszające. A Haru jest najlepszą dziewczynką tego sezonu, nawet pomimo bycia zwierzakiem. Oprócz tego mamy rozliczanie się z przeszłością, próby zrozumienia siebie i innych, a wszystko przeprowadzone spokojnie i bez oskarżeń czy dram.
Wizualnie całość prezentuje się przyzwoicie. Nie widać jakichś drastycznych spadków animacji, kreska jest przyjemna, a całość utrzymana jest w pastelowych barwach. Na uwagę zasługuje opening, który jest tak słodki i uroczy, że można dostać od niego cukrzycy.
Podsumowując, polecam tę serię absolutnie wszystkim, nawet tym, którzy nie są jakimiś wielkimi fanami animacji czy kotów. Idźcie i leczcie swoje choroby.
~Shizuru
Najlepsze audio/visual: Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru

Nareszcie anime o biegaczach dobiegło (ehehehe) końca i cóż to był za finisz! Z całego serca polecam każdemu tę serię – wygląda i brzmi cudownie, a fabuła wielokrotnie chwyta za serce. W sumie to ciężko nazwać Biegnij jak wiatr “sportówką”, albo “tylko sportówką”. Określiłbym to anime jako dobre character drama, w którym przy okazji bohaterowie lubią szybko.
A jest ich niemało! Z początku obawiałem się nieco, że przez zbyt duży natłok postaci może nie dla każdej wystarczyć czasu, ale w zaskakujący sposób każdy otrzymał swój moment. Oczywiście pomaga w tym fakt, że bieganie samo w sobie jest sportem, gdzie mierzysz się przede wszystkim z samym sobą, więc historia może zgrabnie przeskakiwać na wewnętrzne rozterki naszych studentów.
Zaraz, coooo? Studentów? Tak, studentów – to kolejny mocny punkt Pędź jak wicher – nasze chyże chłopaczki wybiegły już z liceum i zmagają się z problemami większymi niż “czy ja się jej podobam?”, chociaż z takimi też się (niestety) spotkamy. Problemy ze znalezieniem pracy, co robić po studiach, jak żyć i wiele, wiele innych. Shion Miura poruszyła wiele ważnych tematów, za co należą się jej oklaski na biegnąco. Ponadto nasi bohaterowie startują w maratonie Hakone Ekiden, który przez swój “prestiż” w Japonii jest idealnym kompromisem pomiędzy rozgrywkami rodem ze szkolnej sportówki, a Olimpiadą, w której nasi amatorzy nie mieliby szans. Genialne rozwiązanie!
Sama fabuła sprawiłaby, że Wiej jak biegacz byłoby warte polecenia, jednak stało się tak, że pałeczka została przekazana do Production I.G. Cóż oni narobili! Stabilna, przepiękna animacja, fenomenalna muzyka Yuukiego Hayashi i wspaniała reżyserka Kazuyi Nomury. Ujęcia i metafory w ostatnich odcinkach są naprawdę zachwycające, a efekty dźwiękowe użyte w finałowym biegu do tej pory wywołują u mnie ciarki.
Jak dla mnie – solidne 10/10. Stawiam Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru na równi z Ping Pong the Animation, a uważam, że to bardzo mocna rekomendacja. Idealne anime do zmaratowania, hehehe.
~Siekier
Najlepsza seria sezonu: Mob Psycho 100 II

Mob to mógłby i dostać najlepszy audio/visual, akcję, ambitne, komedię, a nawet relaks, ale kazali mi nie ładować wszystko w jedno… Ech… Nadrobię sobie na podsumowaniu roku…
Proszę tutaj pamiętać jedno: jestem neofitką. Jeszcze w styczniu marudziłam, że z recenzenckiego obowiązku muszę zabrać się za tego Moba, bo Twittera nie szło otworzyć, żeby nie dostać mordkami bohaterów w własną twarz… I jak męczennik się zabierałam! Musicie wiedzieć, że wbrew pozorom nie jestem aż takim fanem One Punch Mana – poziom parodii i przerysowania bardzo mnie tam męczył. Spodziewałam się czegoś podobnego w drugim dziele One’a… I najpóźniej w połowie pierwszego sezonu Moba już to odszczekiwałam. A odcinek s02e01 jest chyba moim ulubionym samodzielnym odcinkiem od lat!
Co w Mobie takiego doskonałego? To chyba wyczucie i kontrast. Cały trik polega tutaj, że nasz główny bohater jest do śmieszności mocniejszy od wszystkich innych. Ale to nie tak, że dzięki temu żyje mu się lepiej. Rozwój postaci Moba, która stara się stać lepszym człowiekiem, bardziej wdzięcznym znajomym za pomoc, bardziej dumny sam z siebie… To jest autentycznie jeden z najbardziej wzruszających character arców jaki widziałam w anime. Jednak to sposób w jaki ta historia jest opowiedziana, sprawia, że możemy tu mówić o serii wybitnej. W Mobie są i wielki, epickie walki, przy których studio Bones autentycznie przekroczyło granice tego co możemy uznać za możliwe w animacji, jak delikatne, oparte na niuansach interakcje między postaciami. Jest też best boy Reigen, mój spirit animal. Tylko on sam, potrafiłby podciągnąć każde anime do 9/10. A jako, że reszta serii wcale nie ustępuje w genialności… No 10/10. A niech wam będzie.
A dla was wszystkich nauka taka, że jak wszyscy wam mówią wokół, że jakieś anime jest genialne, czasami warto się zmusić i sprawdzić czy mówią rację. (Damn, czyli muszę też zobaczyć Jojo…)
~Darya
Wyróżnienie Shizuru: Kakegurui XX

Kakegurui: “Jestem najdziwniejszą serią o hazardzie, z masą bohaterek i laserowych oczu, jednocześnie tak zrealizowaną, że albo ci się spodobam, albo mnie nie zrozumiesz.”
Kakegurui xx: “Oh boy, potrzymaj mi piwo.”
Cóż ja mogę powiedzieć, już od pierwszego sezonu Kakegurui to moje olbrzymie guilty pleasure, i w tej kwestii nic się nie zmieniło. Podobnie jak nie zmieniło się założenie serii – hazardowe pojedynki o coraz to większe stawki, kosztem nawet własnego życia. Tym razem jednak osią fabuły jest walka o fotel przewodniczącego samorządu szkoły oraz o bycie głową klanu Momobami, z którego pochodzi aktualna przewodnicząca. Z tej okazji zwala się grupa chętnych na przejęcie obu stanowisk. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zakończenie, które nie zamyka głównych wątków, zostawiając je rozkopane. Osobiście nie lubię zakończeń, które niczego nie zakańczają, więc jestem tym dosyć rozczarowana. Oprócz tego jednak nie było jakichś wad, które szczególnie by mi przeszkadzały. A, to, że końcówka jest bardziej niż otwarta nie zmienia faktu, że w ostatnich odcinkach był istotny plot twist, który został ciekawie rozwiązany.
Pod względem techniczno-artystycznym anime to trzyma stabilny, dość wysoki poziom. Ogląda się przyjemnie, jeśli oczywiście nie przeszkadzają wam dziwne pozy, wyrazy twarzy i nienaturalnie świecące oczy.
Jeśli komuś podobał się pierwszy sezon, to powinien i spodobać się drugi. Jeśli zaś nie – ten was raczej do siebie nie przekona.
~Shizuru
Wyróżnienie Darya: Tensei Shitara Slime Datta Ken

Ech. Znaczy, och, oczywiście, seria jest dobra. Tylko pierwszą połowę miała ciutkę lepszą niż drugą. Stąd mały zawód. Ale ja tak nie po kolei… Slime to ta seria o korposzczurze odrodzonym w świecie fantasy jako glut. Czy tam „galareta” jak się w Polsce mówi. Tak, to kolejny isekai. Ale broni się postacią głównego bohatera tak bardzo, że spokojnie trafia w topkę moich ulubionych przedstawicieli tego gatunku. Rimuru jest ogarnięty. A dodatkowo jego głównym celem i supermocą jest zdobywanie kumpli. Do tego stopnia, że tworzy z nimi całe królestwo… No, ale. Założenia serii są proste, nie ma żadnego wielkiego zła, które tworzy sztuczną dramę, klimat jest wręcz sielski, nikt tu nie udaje, że robi Wielkie Dzieło. I to jest właśnie miłe i to jest dobre. Oraz niesamowicie relaksujące.
Problemy zaczynają się w drugiej części. Plotka mówi, że dość późno poinformowano ekipę zajmującą się anime, że mają jednak zmieścić w 24 odcinkach więcej fabuły niż planowano. Siada więc pacing, siada animacja (a właściwie pada na ziemię i się nie podnosi). Nie pomaga też, że ostatnie odcinki zajmuje dość oderwany i mało porywający arc… Tak czy owak, na zapowiedziany już na przyszły rok sezon 2 czekam z bardzo pozytywnymi uczuciami. Spokojne podejście do tematyki isekajowej bardzo mi odpowiada, a i Rimuru jest protagiem, który spokojnie potrafi udźwignąć taką serię i sprawiać, że wyczekuje sie kolejnych odcinków.
~Darya
Ps. To jest oficjalny powrót do regularnego, około-czwartkowego pisania notek! Tak, \to publiczne, teraz będziemy musieli się tego trzymać… Zapraszamy też serdecznie na facebooka, po ciekawostki z branży oraz krótsze recenzje, ostatnio głównie mang :)
Ps. 2. Sponsorem tego odcinka jest Piotrek, który pożyczył Daryi laptopa, by mogła skleić ten tekst. Patrząc na to, jakie ma ona statsy w psuciu sprzętów elektrycznych: brawa dla tego odważnego człowieka!
Animu z galaretą było spoko do momentu powstania potworzej nacji. Później albo nie działo się nic ciekawego, albo szło w kierunku „Patrzcie, konflikt! Nevermind, już po nim! Ale ten Rimuru zajebisty, c’nie?”. Pierwszy isekaj tego typu, który mnie zwyczajnie wynudził brakiem napięcia
PolubieniePolubienie
Czyli co, można uznać, że pytanie „ale czy anime o bieganiu może być ciekawe?” zostało cofnięte? Przebiegnięto z wiatrem to dla mnie seria sezonu, howgh. Na plus, poza tym co wspomnieliście i osadzeniem w realiach (będę powtarzać, to rzeczywistość jest nierealna, że takie a nie inne wyniki, fight me), dodaję to, że jak mieli historię na 23 odcinki, to zrobili 23 odcinki, a nie rozwlekali sztucznie żeby do tych 24 stykło.
PolubieniePolubienie