Słuchajcie, jechałam w tym tygodniu w deszczu i wichurze z dwoma szczurami do weterynarza, cały Wrocław zakorkowany, ja zapomniałam parasola i jeszcze z bolącymi ręcoma, bo Ktoś naoglądał się Hanebado! i wyciągnął mnie bladym świtem na badminton….. A teraz siedzę chora przez wietrzny grobbing w domu, nie pewna, czy w ogole mój poziom wyciagania logicznych wniosków nadaje się na publikację notki.. Ogólnie rzecz biorąc, jesień, proszę państwa. No przechlipane. Czy coś sprawi, że nasze marne, nic nie znaczace w perspektywie wszechświata życie nabieze jakiegoś sensu? Nie. I tak wszyscy umrzemy. Więc, zamiast przejmować się sprawami egzystencjalnymi, możemy się odprężyć i spędzić czas na oglądaniu chińskich bajek. A co warto zobaczyć jesienią – to już poniżej!
(Tak, obejrzałam w trzy dni trzy sezony Ricka i Mortiego, zamiast więcej anime)
(Dziękuje za troskę, szczury zdrowe!)

Conception

Ilość odcinków: ?
Studio: Gonzo
Źródło: Gra
Uwagi: –
Kuzynka głównego bohatera oznajmia mu, że jest w ciąży. Nie, nie spała nigdy z nikim, ale Google tak mówią (i test ciążowy, ale ciii). W tym momencie niebo nad bohaterami rozbłyska i zostają przeniesieni do innego świata. Dosłownie! Tam, po małej walce na rozgrzewkę, gdzie niewiastę opuszcza jej-nie-dziecko, które okazuje brzydkim złym duchem, któremu trzeba dać łomot, bohaterowie dostają ekspozycje. Protag musi odbyć miłosny rytuał… Wybaczcie… Miłosny Rytuał, żeby zapłodnić 12 gwiezdnych dziewic, których dzieci będą napieprzać zło. Czy tam Zło. W końcu trzeba uratować randomowy inny świat, bo inaczej ich nie wypuszcza do domu. I w tej historii jest jeszcze zboczony, latający tanuki.
Wiecie, są historie złe i historie tak złe, że śledzenie ich jest aż fascynujące. Conception stanowczo należy do tych drugich. Nic, powtarzam, NIC nie broni tej serii na tyle, by dać jej ocenę wyższą niż 1/10. (No… Okej, chleb jest ładnie rysowany…). Nawet nie oburza czy rani mój światopogląd. Jedyna emocja, którą odczuwam to facepalm. Nawet sobie z Shizu zrobiłyśmy grę przy trzecim odcinku – za każdym razem, gdy odczułyśmy potrzebę przybycia dłonią o głowę, przyśpieszałyśmy serial o 0,1x szybkości. Do endingu doszłyśmy do prędkości 2,5x… (Bo ending to już za dużo żenady, by dało się w ogóle obejrzeć…).
I nie, nikt tam się nie seksi… Tak naprawdę. Rytuał miłosny to tylko taka „duchowa intymność”, a dzieci przynosi bocian. Tylko napalony tanuki ciągle gada o rozmnażaniu. Ja piernicze, kto o zdrowych zmysłach pozwolił na umieszczenie tam tego tanuki…
Jedno z najgorszych anime, które widziałam. Polecam choćby dwa odcinki! (Dwa, bo drugi jest jeszcze gorszy od pierwszego!)
~Darya
Ocena Lemurilla: 2/10 (Bo spodobał nam się mem „punkt za ładny chleb”)
Dakaretai Otoko 1-i ni Odosarete Imasu.

Ilość odcinków: 13
Studio: CloverWorks
Źródło: Manga
Uwagi:.-
Co zrobić, gdy nagle, po 5 latach dominacji, tracisz tytuł “Mężczyzny, którego chcę przytulać” na rzecz jakiegoś młokosa, który jest aktorem dopiero trzy lata i w dodatku koniecznie chce cię wyru… Znaczy, lepiej poznać? Jedyne co pozostaje, to dalsza ciężka praca i próba utarcia nosa młodszemu koledze.
Jak można domyślić się z opisu, Dakaretai to yaoi, które tym razem przedstawia nam świat aktorów. Główny bohater to stereotypowy starszy uke-tsundere, co to niby nie chce, niby się obraża, ale tak serio to nie. Drugi zaś to młodszy wiecznie napalony seme, co to ciągle obmacuje swojego starszego stażem kolegę. Nie miałabym nic przeciwko takiemu układowi spraw, gdyby nie pewna scena w odcinku trzecim, która sprawiła, że nawet ja zaczęłam mieć wątpliwości, czy ta seria na pewno idzie w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że twórcy odejdą jednak od pewnych szkodliwych schematów na rzecz uczciwego przedstawienia sytuacji. Bo gdy ktoś mówi nie, to powinniśmy to uszanować. Nawet jeśli jesteśmy stereotypowymi przedstawicielami gatunku. Jednocześnie żałuję, że nie zadecydowano zaadoptować czegoś mniej sztampowego i mniej pobudzającego mojego SJW. Fanom gatunku jednak polecam – to mimo wszystko sprawnie zrealizowana historia, mimo braku czegoś wyróżniającego
~Shizuru:
Ocena Lemurilla 6,50
Goblin Slayer

Ilość odcinków: 12
Studio: White Fox
Źródło: Light Novel
Uwagi: –
Bardzo ciężko jest napisać o tej serii w sposób niekontrowersyjny. Co bym nie orzekł, ktoś na pewno poczuje się urażony. Mam wrażenie, że Goblin Slayer otrzymał od fandomu zdecydowanie zbyt dużo uwagi niż by na to rzeczywiście zasługiwał. Ale czy to oznacza, że nie powinniśmy mu jej wcale poświęcić?
Pomijając omyłkę, którą popełnił Crunchyroll (nieoznaczenie serii jako zawierającej nieodpowienie dla pewnych kategorii wiekowych treści), całe zamieszanie wobec Zabójcy Goblinów (ciekawe kiedy skończą mi się wyrazy bliskoznaczne) toczy się wokół nielegalnego aktu na tle seksualnym na literę ‚g’. Nie, nie jest to goblinobójstwo.
Przedstawianie gwałtu w jakimkolwiek medium to temat kontrowersyjny i mógłbym nim zapełnić pewnie kilka stron, więc powiem krótko – jak dla mnie w Pogromcy Zielonoskórych jest on ukazany w sposób „do przyjęcia”. Nie jest wybitnie wyeksponowany, a widz po prostu wie, co się stało. Samo jego pojawienie się nie jest zbytnio wciśnięte na siłę, ale podejrzewam, że fabuła serii wiele by nie ucierpiała, jeżeli by się tam nie pojawiła. Przynajmniej patrząc na mangę jestem w stanie przypuścić, że podobne sceny nie będą stanowić głównej osi historii.
Co zaś mogę powiedzieć o samym Mordercy Małych Orków? Cóż – zabija gobliny (szok i niedowierzanie). Na dobrą sprawę postać głównego bohatera jest jedną z rzeczy, które wyróżniają to anime. Na tle protagonistów z innych serii główny bohater, który PRAWIE NIC NIE MÓWI jest naprawdę ciekawą odmianą (przepraszam, Koe no Katachi i Komi-sam). Oczywiście przez to pomrukiwanie siłą rzeczy więcej dowiadujemy się o charakterze postaci towarzyszących naszemu Łamaczowi Goblińskich Kości, ale czy to źle?
Zapowiada się nam ciekawe, acz nie wybitne dark fantasy (tak, to wbrew pozorom nie jest isekai) w stylu D&D à la Warhammer. Mile zaskoczył mnie opening. Spodziewałem się czegoś w metalowych klimatach, a otrzymałem chyba najładniejszą czołówkę tej jesieni. Muzyka za to nieszczególnie wpadła mi w ucho. Po scenach walki stwierdzam, że fani power metalu mają jednak na co czekać. Suehiro Kenichiro stworzył soundtrack również do Re: Zero, więc o jakość raczej nie ma co się obawiać. Nie jest to może czołówka tego sezonu, ale na pewno warto dać Ucinaczowi Zielonych Głów szansę.
~Siekier
Ocena Lemurilla: 6,33
Golden Kamuy 2nd Season

Ilość odcinków: 12
Studio: Geno Studio
Źródło: Manga
Uwagi: Drugi sezon
Lemurilla poleca
Przygoda młodej ajnuski Asirpy i byłego żołnierza, „Nieśmiertelnego” Sugimoto trwa dalej! Kwestia ojca Asirpy staje się coraz ważniejszym punktem historii, tajemnice tatuaży jeszcze bardziej komplikuje pojawienie się pewnego garbarza, a na Hokkaido… zapada wiosna! A wraz z nią pojawia się nowe jedzonko i jeszcze więcej ajnuskich dań!
Emitowany wiosną pierwszy sezon poszukiwaczy złota z Hokkaido zachwycił mnie i wciągnął po kostki. Kontynuacja nie zniża poziomu, ba, całość rusza od razu z kopyta! (O ile nie jest mowa o żarciu. Żarcie zawsze zajmuje w tej serii ważne miejsce!). Historia zaczyna się od razu w tym momencie, gdzie się skończyła, więc widzowie pierwszego sezonu wiedzą, czego można się spodziewać. Kreska niestety się nie poprawia, za to humor wydaje się jeszcze śmielszy. Tylko muszę przyznać, że postaci drugoplanowe dość mocno zaczynają mi się mieszać, nie mówiąc już o pamiętaniu ich imion… Ściaga może więc okazać się przydatna!
~Darya
Ocena Lemurilla: 7,75
Irozuku Sekai no Ashita kara

Ilość odcinków: 13
Studio: P.A. Works
Źródło: Oryginalne
Uwagi: –
Lemurilla poleca
Historia tego anime opowiada o siedemnastoletniej dziewczynie – Hitomi – która utraciła zdolność widzenia kolorów. Z tego powodu nastolatka stała się osobą zdystansowaną do ludzi oraz niepotrafiącą czerpać radość z czegokolwiek. Martwiąca się o naszą bohaterkę babcia postanawia wysłać ją za pomocą magii w przeszłość (rok 2018), aby mogła spędzić trochę czasu w środowisku w którym babcia dorastała.
Hitomi ląduje oczywiście w pokoju jakiegoś nastoletniego chłopca, bo jakby inaczej, odnajduje swoich pradziadków i nie wiedząc jak mogłaby powrócić z powrotem, zmuszona jest prowadzić regularne, codzienne życie uczennicy liceum. Dodatkowo, aby w ogóle myśleć o ponownym skoku w czasie, dziewczyna będzie musiała podjąć się ćwiczenia w używaniu magii, z którą nie idzie jej najlepiej i której z bliżej nieokreślonych przyczyn nienawidzi.
Pierwszą rzeczą która rzuca się oczy w Irozoku jest to jak bardzo ładna jest ta seria. Jest niesamowicie ładna. Twórcy bardzo postarali się abyśmy mogli współczuć głównej bohaterce widzenia niepełnego obrazu otaczającego ją świata. Szczególnie dobrze ogląda się wszystkie elementy związane z magią, która to dopiero jest mieszaniną światła oraz barw, co może sugerować powód dla którego Hitomi tak bardzo jej nie lubi. Dodatkowo mamy sporo interesujących postaci z którymi dziewczyna wchodzi w interakcję oraz tworzy ciekawe relacje. Sam bardzo nie mogę się doczekać kiedy w serialu pojawi się siedemnastoletnia babcia dziewczynki (na samym początku bajki jest ona poza domem, na wyjeździe) bo jest to postać opisywana jako bardzo utalentowana czarodziejka, ciągle eksperymentująca i tworząca przy tym niemałe zamieszanie. Zdecydowanie warta obejrzenia seria, pozwalająca się zrelaksować (może poza początkiem całość fabuły przyjemnie się nie śpieszy), troszkę posmutać i przede wszystkim cieszyć oczy.
~Zedarrr
Ocena Lemurilla: 8,50
Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru

Ilość odcinków: 23
Studio: Production I.G
Źródło: Powieść
Uwagi: –
Właśnie wsiadasz na rower, gdy mija cię w biegu Kageyama z Haikyuu. Goni za nim sklepikarz krzycząc „łapać złodzieja!” Co robisz?
- Wsiadasz na rower i wracasz do domu
- Wsiadasz na rower, doganiasz hultaja i oddajesz go w ręce prawa
- Wsiadasz na rower, doganiasz hultaja i pytasz go, czy lubi siatkówkę
- Wsiadasz na rower, doganiasz hultaja i pytasz go, czy lubi biegać
Otóż jeden z głównych bohaterów Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru, Haiji z powodów mi już znanych wybiera odpowiedź ‚D’. Szybko orientuje się, że to jednak nie Kageyama, ale to nie szkodzi. On szuka ludzi, którzy umieją biegać. Przyłapany na gorącym uczynku Kakeru nie może zaprzeczyć – naprawdę umie biegać. Dlatego od teraz musi zamieszkać z Haijim w akademiku. Czekaj, co?
Tak naprawdę powód jest inny, ale fakt faktem, że Kakeru szybko poznaje pozostałych 8 mieszkańców akademika. Tutaj wychodzi na jaw silny punkt serii – postaci są zróżnicowane i, co najważniejsze, są studentami. Całe szczęście Grand Blue nie było ewenementem i wciąż możemy nieco odetchnąć od liceum.
O fabułę się nie martwię, ponieważ napisała ją autorka Fune wo Amu, dlatego możemy spodziewać się dobrze przemyślanych postaci. Ponadto do tej sportówki zasiadła kombinacja Production I.G + Hayashi Yuki, która ostatnio dała nam Haikyuu, dlatego oczekiwania mam spore. Zresztą zostały już one po części spełnione. Animacja jak dotąd jest przepiękna, a muzyka jest absolutnie przecudowna. Nie sposób oddać słowami klimat, jaki Hayashi tworzy swoimi kompozycjami.
Trochę martwi mnie, co takiego ciekawego może być w bieganiu, ale wierzę w ostrość pióra Miury Shion i czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki.
~Siekier
Ocena Lemurilla: 6,00
Kishuku Gakkou no Juliet

lość odcinków: 12
Studio: LIDENFILMS
Źródło: Manga
Uwagi: –
Historia rozgrywa się w Akademii Grigio, gdzie studenci, pochodzący z dwóch rywalizujących ze sobą krajów, znani jako „Czarne psy” i „Białe koty”. Persia i Inuzuka są liderami swoich akademików, ale jednocześnie są potajemnie zakochani w sobie nawzajem. Teraz muszą zachować swój związek w tajemnicy przed innymi, starając się uniknąć kłopotów.
Mówiąc krótko – nie jestem targetem takich historii, podobało mi się więc średnio, ale ogólnie jest to seria godna uwagi. Wątek romantyczny ma sens – główni bohaterowie nie zakochują się w sobie ot tak, bez powodu, mają dosyć ciekawe charaktery. Całość jest dosyć oczywistym nawiązaniem do Romea i Julii, choć wydaje się, że tak historia skończy się o wiele mniej tragicznie. Postacie są odpowiednio sympatyczne, dzięki czemu łatwo im kibicować. Choć wydaje się, że nie będzie za bardzo w czym, bo wszystkie przeciwności losu udaje im się niemalże bezproblemowo pokonywać. W końcu prawdziwa miłość musi wygrać, czyż nie? Całość okraszona jest nienachalnym, ale przyjemnym humorem. Walki wyglądają nieźle, wszystko jest ładnie narysowane i zanimowane. Szczególnie gorąco polecam fanom licealnych romansów, fanom komedii oraz całej reszcie – o ile nie macie dość szkolnych historii.
~Shizuru
Ocena Lemurilla: 6,00
Radiant

Ilość odcinków: 21
Studio: Lerche
Źródło: Le komiks
Uwagi: –
Oto ku nam zbliża się kolejny shounen, który najwyraźniej chce zapełnić pustkę po zakończeniu Boku no Hero Academii i powstaniu Black Clover (przeczytajcie mangę, naprawdę warto!). Tym razem rękawicę podjęło studio Lerche, które osobiście wielbię ponad wszystko. Ich ostatni shounen to Ansatsu Kyoushitsu, więc poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko.
Sacré bleu, ale cóż to? STAĆ, COŚ SIĘ NIE ZGADZA. Imię i nazwisko autora, Tony’ego Valente nie brzmi zbyt japońsko – podejrzane! Wprawne oko szybko zauważy poszlaki. Postaci mają dziwne wąsiki. Główny bohater je bagietki i walczy z potworem uciekając przed nim stylem parkour. To nie jest manga, zostaliśmy oszukani! TO FRANCUSKI KOMIKS!
Nie pytajcie mnie, jak to się stało, że francuski komiks z 2013 roku otrzymał adaptację anime. W moim serduszku to i tak jest manga, ale zostawmy to. Projekty postaci przywodzą mi na myśl Fairy Tail, ale na szczęście fabuła jak dotąd nie.
Nasz główny bohater, Seth, wyróżnia się tym, że ma imię egipskiego boga ciemności i chaosu i ma zbyt dziecięcy głos jak na 16-latka (niemożliwie mnie to irytuje – głos pod niego podkłada Hanamori Yumiri, Nadeshiko z Yuru Camp△!). A na domiar złego jest też czarodziejem. Zapytacie, co w tym złego? Przecież magia to twór szatana – już wam całkiem te Harry Pottery się rzuciły na mózg. Mniej więcej takie, iście mugolskie, podejście ma większość ludzi w Radiant. Można powiedzieć, iż mają swoje powody. Świat nękają Nemesis – takie trochę demony, a trochę potwory. Ni to pies, ni wydra, pierwszy Nemesis w serii wygląda jak skrzyżowanie Baymaxa z No-facem. W każdym razie są ZŁE i zarażają ludzi. Jesteś zarażony? Gratulacje, zostałeś czarodziejem, masz w gratisie zdolność używania Fantazji, czyli tutejszej magii. Jak widać, niechęć do zaklęć jest nieco uzasadniona.
To akurat bardzo ciekawy koncept i jestem ciekaw, czy autor zrobił z tym coś więcej. Nie wydaje mi się, żebym kojarzył shounena, w którym sam fakt posiadania supermocy jest be. Bardzo podobają mi się też postaci. Alma, matko-nauczycielka Setha to do tej pory chyba jedna z moich ulubionych postaci (a jeszcze mówi głosem Edwarda Elrica).
Istnieje ryzyko, że fabuła po drodze się spsuje, ponieważ studio dość goni z materiałem, ale moja wiara w Lerche pozostaje niezachwiana. Na przeczekanie do wiosny na nowe Boku no Hero Academia – w sam raz!
~Siekier
Ocena Lemurilla: 7,00
Release the Spyce

Ilość odcinków: 12
Studio: Lay-Duce
Źródło: Oryginalna
Uwagi: –
Niedaleka przyszłość, Minamoto Momo – dziewczynka zaczynająca naukę w liceum. Jest osobą o bardzo silnym poczuciu sprawiedliwości i w przyszłości chciałaby zostać policjantką, tak jak jej tato. Jednak, jako osoba dość nieśmiała, nie jest pewna czy jest to praca na którą na pewno chce się zdecydować. Pewnego dnia, całkiem przypadkiem dowiaduje się, że niedawno poznane przez nią szkolne koleżanki w wolnych chwilach zajmują się szpiegowaniem oraz zwalczaniem przestępczości w Japonii, jako tajna organizacja Tsukikage. Momo, ze względu na swój nadnaturalny zmysł węchu oraz smaku, które nawet samego Hayamę z Shokugeki przyprawiłby o kompleksy, dostaje propozycję dołączenia do nich oraz rozpoczęcia kariery szpiega.
Po napisaniu powyższego akapitu, muszę stwierdzić, że daje on aż nadto normalny obraz tej serii, patrząc na to co się dzieje w pierwszym odcinku. No bo oprócz tej całkiem sensownie brzmiącej historii o licealistkach szpiegujących dla rządu, gdzie w szpiegowaniu zawiera się przecinanie mieczem sporych robotów na pół, mamy jeszcze cały wątek przypraw. Bo okazuje się, że wszystkie nasze bohaterki w czasie walki sztachają się / liżą różnego rodzaju przyprawy, bo jak wiadomo dobrze wpływają one na ludzki umysł. Więc, uwaga, uwaga – lizanie cynamonu zrobi z was nadludzi. Jest to straszliwie niepotrzebne i wciśnięte na siłę chyba wyłącznie po to, aby pobawić się faktem, że spice i spy brzmią w angielskim praktycznie tak samo. Cała seria wygląda bardzo przeciętnie i przyznam się, że zaczałem ją oglądać tylko dla tego, że w zapowiedzi pokazane są maskotki Tsukikage, specjalnie przeszkolone: żaba, sowa oraz szop. Na pewno przyznacie, że szop szpieg/ninja to cudowny pomysł. I jak dla mnie seria mogłaby po prostu opowiadać o zwierzątkowych szpiegach. Poza tym nie widzę jakiegokolwiek powodu, żeby tę serię zaczynać – jest to typowa średniawa seria akcji, z uroczymi dziewczynkami. Wątek szpiegostwa w żaden sposób w pierwszym odcinku nie został rozwinięty, jak to na przykład zrobiono w Princess Principal – nieważne co nasi ‘szpiedzy’ zrobią, całość ich działalności można ukryć w kilka minut hologramami i wymazywaniem pamięci. A co do wymazywania pamięci – troszkę przeraża mnie fakt, że nikogo nie martwi świadomość posiadania przez służby rządowe urządzeń które pozwalają usuwać losowe wspomnienia dowolnych ludzi ot tak, bez żadnych konsekwencji. To zdecydowanie materiał na dystopijny, cyberpunkowy scenariusz.
~Zedarrr
Ocena Lemurilla: 4,50
Seishun Buta Yarou wa Bunny Girl Senpai no Yume wo Minai

Ilość odcinków: 13
Studio: CloverWorks
Źródło: Light Novel
Uwagi: –
“Zespół pokwitania” – nietypowe doświadczenia, o których mówi się, że spowodowane są wrażliwością i niestabilnością w okresie dojrzewania.
Sakuta Azusagawa, uczeń drugiego roku liceum, spotyka w bibliotece poznaje “wild bunny girl” która doświadcza tego „syndromu dojrzewania”. Okazuje się, że jest to aktorka w trakcie hiatusu, Mai Sakurajima, który jest również jego senpaiem. Z jakiegoś dziwnego powodu nikt inny nie może jej zobaczyć. J Gdy Sakuta szuka odpowiedzi na pytania, by pomóc Mai, spędzają razem więcej czasu, a on w końcu dowiaduje się o jej ukrytych uczuciach.
Uwaga, kostium króliczka to bait. Powtarzam, króliczek to bait. Ten strój pojawia się tylko na początku pierwszego odcinka i nie wraca, przynajmniej nie razie. Nie da się jednak ukryć, że jest to całkiem dobry chwyt marketingowy, żeby przyciągnąć ludzi do serii. A jest do czego, gdyż początek jest naprawdę obiecujący. Poznajemy Mai, która doświadcza wcześniej wspomnianego “syndromu dojrzewania”. U niej akurat objawia się to tym, że wszyscy przestają ją widzieć. Postanawia więc ubrać bardzo nietypowy strój, aby sprawdzić, czy może jednak ktoś ją zauważy. Tak poznaje Sakutę, który postanawia jej pomóc, samemu mając wcześniej do czynienia z tym dziwnym syndromem.
Bardzo, bardzo polubiłam postacie w tej serii. Są dosyć sympatyczne, mimo, że główny bohater bywa dosyć bezpośredni i aż nazbyt szczery. Za to Mai ma u mnie zadatki na “best girl” tego sezonu. Reszta postaci też jest na tyle interesująca, że nie zlewają się w jedno tło. Co więcej, pod względem wizualnym seria ta też wyróżnia się bardzo na plus. Jest naprawdę ładna, designy postaci są w porządku, animacja nie straszy.
Jak dla mnie to jedna z ciekawszych produkcji tego sezonu i mam nadzieję, że taka pozostanie do końca.
~Shizuru
Ocena Lemurilla: 7,00
SSSS.Gridman

Ilość odcinków: 12
Studio: Trigger
Źródło: Wzorowane na wielu różnych rzeczach, więc kij wie.
Uwagi: –
Kolejna seria mecha (chociaż w sumie to nie do końca) od znanego studia Trigger. Oglądając zapowiedź Gridmana miałem wrażenie, że gdzieś już podobne rzeczy widziałem. Okazuje się, że dokładnie tak było – Trigger zrobił krótką animację podczas Japanese Animator Expo na początku roku 2015, nawiązującą z kolei do serialu z 1993 roku, i postanowili rozwinąć ją w pełną serię.
Głównym bohaterem Gridmana jest Yuta Hibiki – licealista który z nieznanych przyczyn stracił całą swoją pamięć. Po obudzeniu się w sklepie należącym do rodziny jego koleżanki z klasy, nieznana mu postać zaczyna przemawiać do niego z ekranu starego komputera. Oznajmia ona Yucie, że ten musi wypełnić swoje powołanie i pomóc ludzkości. Persona ta okazuje się być Gridmanem i razem z Yutą chce bronić ich miasta przed wielkimi potworami kaijuu. Całkowitym zbiegiem okoliczności, będą mu przy tym pomagać wspomniana wcześniej koleżanka, ze względu na dostęp do sklepu, oraz jego dobry znajomy (znaczy się, chłopak który za takowego się Yucie podaje) który jest troszkę nerdowaty i jest wielce zafascynowany całością tych niezwykłych wydarzeń. W międzyczasie widzowie mogą oglądać ich codzienne życie w szkole.
Seria zdecydowanie jak dla mnie ma szansę odkupić Triggera w moich oczach, po zakończeniu FranXXów. Jest ona całkowicie zwariowana oraz dziwna, ale wrzuca nas w całą tą niesamowitość od samego początku, więc nikt nie będzie rozczarowany lub zaskoczony wszelkimi dziwactwami. Graficznie, pierwszy odcinek trochę zawodzi, przy drugim jest za to bardzo znaczna poprawa. Na samym początku CG nie jest do końca płynne, a raczej skacze pomiędzy ujęciami liczba klatek w animacji, ale jak wspomniałem, w drugim odcinku tego już nie zauważamy. Sam wielki robot oraz potwory wyglądają troszkę kiczowacie, ale pamiętajmy o tym, że seria jest ukłonem w stronę serialu z lat 90’, będącego z kolei pochodną jeszcze starszego fenomenu popkulturowego jakim był Ultraman. A dodatkowo, wszystkie kaijuu są ożywionymi modelami, wydłubanymi przez antagonistę, który jest dla mnie bardzo interesująco zapowiadającą się postacią. Dodatkowo wisienką w serii są wątki życia szkolnego naszych bohaterów. Są niezwykle przyjemne do oglądania.
Podsumowując, polecam zobaczyć przynajmniej ze dwa odcinki, a najlepiej dać serii szansę i oglądać na bieżąco, bo jest to dobrze zapowiadająca się seria.
~Zedarrr
Ocena Lemurilla: 6,83
Tensei shitara Slime Datta Ken

Ilość odcinków: 24
Studio: 8bit
Źródło: Light Novel
Uwagi: –
Lemurilla poleca
To anime jest bardziej zabawne, niż się spodziewałem. A czytałem wcześniej mangę, więc teoretycznie wszystkie żarty znałem już wcześniej. Spotkałem się z OGROMNYMI obawami, gdy okazało się, że reżyserem Tensei shitara Slime Datta Ken będzie Kikuchi Yasuhito, który nie wykazał się jak dotąd zbyt dobrymi seriami, więc moje zdziwienie było tym większe.
Tytuł można przetłumaczyć jako „Ten raz, kiedy odrodziłem się w innym świecie jako glut” (może nie do końca, ale jedyne określenie na „Slime” jakie pamiętam z D&D to „galaretowaty sześcian”, więc pozwólcie, że jednak zostanę przy glucie). Nic dodać, nic ująć, prawda?
Otóż nie! Tensei shitara bardzo dobrze parodiuje całą konwencję isekai i nie powstrzymuje się przed sypaniem żartami na prawo i lewo. Nie będę ich spoilerował, bo psuje to mocno zabawę, dlatego najlepiej będzie, jak po prostu obejrzycie pierwszy odcinek i sprawdzicie, czy taki typ humoru wam odpowiada. Jeśli chodzi o animację, seria również trzyma poziom, a „miny” naszego Gluta są przecudowne.
Cała fabuła opiera się w gruncie rzeczy na odkrywaniu przez głównego bohatera mechanik rządzących światem, do którego trafił i zdobywania nowych umiejętności. Przy okazji oczywiście zdobywa chmarę przyjaciół? Sług? Towarzyszy? Ciężko powiedzieć, ale jest ich naprawdę DUŻO i spokojnie mogliby mieć własną, osobną serię. Gdy zobaczyłem pierwszy raz okładkę mangi stwierdziłem „ok, główny bohater wygląda, jakby był przekozakiem od samego początku, pewnie będzie nieciekawe”, po czym po paru rozdziałach to do mnie dotarło – głównym bohaterem była ta niebieska kulka obok niego.
Opening muzycznie i wizualnie jest bardzo dobry – oby tylko animacja naprawdę taka pozostała (patrzę na ciebie, Black Clover!). Podobało mi się również dobranie „8-bitowego” soundtracku do scen, w których główny bohater poznaje mechaniki „gry”, w której się znalazł.
Przygody Gluta w innym świecie to jak dla mnie nieironicznie jedna z lepszych serii w tym sezonie. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak rozbawiła mnie jakaś seria. Ogląda się ją niezwykle przyjemnie.
~Siekier
Ocena Lemurilla: 7,38
Tsurune: Kazemai Koukou Kyuudoubu

Ilość odcinków: ?
Studio: Kyoto Animation
Źródło: Light Novel
Uwagi: –
Minato właśnie rozpoczął pierwszą klasę liceum… Trafia tam na znajome twarze – sąsiada, przyjaciela z podstawówki, rywali z kyudo… Właśnie. Kyudo. Japońska odmiana łucznictwa. Liceum chłopaka ma piękny kort do tej dyscypliny i po paru latach przerwy postanawia ożywić klub kyudo. Rzecz jasna nasz bohater sport zna i ma z nim głęboki związek emocjonalny. Oczywiście ma też Traumę, która nie pozwala mu z jakiegoś powodu powrócić do sportu (podpowiedź: padło hasło “martwa matka”). Ale przecież wiemy jak te historie się rozgrywają… Strzały jeszcze polecą do celu.
KyoAni robi anime! Czyli na dzień dobry, 8/10, anime sezonu i nowe źródło feelsów, dziękuję za uwagę!
…No dobra, może to jednak trochę głębsza sprawa. Po pierwsze, jak na serię studia z Kioto pierwszy odcinek był dość… Niewyróżniający się. Zarówno historią, jak i grafiką. Część winy może leżeć w tym, że jest to produkcja niezwykle debiutancka, jeśli chodzi o ekipę – praktycznie na większości stanowisk stoją tu nowicjusze. Szczególnie zawiedziona jestem w kwestii projektów postaci. Nie wyróżniają się niczym szczególnym, a dziewczyny (tak, są tu nazwane postaci kobiece!) wyszły wyjątkowo mdło. Fabuła również zdaje się do bólu generyczna: jest upadający klub, jest jakiś niezwykły sport, grupa rywali, protag z traumą, który wcale nie chce wrócić do tego, co kocha i w czym jest dobry, bo Trauma ™, ale my wiemy, że za 3 odcinki mu się odmieni… I choć brzmi to wszystko ostro, wciąż, na tle innych anime, produkcja jest zachęcająca. Postaci wydają się bardzo sympatyczne i szybko można się było do nich przywiązać. Klimat historii jest smutny, ale nie przytłaczający i istnieje nawet cień nadzieji, że nasz straumatyzowany główny bohater stanie się łatwym do utożsamienia chłopakiem po przejściach, na nowo odkrywającym uroki życia. No i animacja, wraz z muzyką. Wiecie, że KyoAni potrafi. A końcówka pierwszego odcinka, gdy nasz przygnębiony Minato znajduje w lesie Wiktora Nikiforowa grające na leśnym fortepianie… Znaczy, tfu, Bardzo Ładnego Pana, Który Będzie Moim Husbando, mającego sowę. I strzelającego z łuku. I to ostatnie wydaje się bardzo znaczące dla przyszłej motywacji naszego protaga…
~Darya
Ocena Lemurilla: 7,00
Uchi no Maid ga Uzasugiru!

Ilość odcinków:12
Studio: Doga Kobo
Źródło: Manga
Uwagi: –
Misha Takanashi, japońsko-rosyjska loli, straciła w bardzo młodym wieku matkę, mieszka teraz z japońskim ojcem. Tsubame Kamoi, dawniej oficer Sił Samoobrony, przyjeżdża do domu Takanashi jako meido. Kamoi, oprócz tego, że jest gospodynią domową, jest też hardcore loliconem, przez co próbuje zbliżyć się do Mishy, której bardzo, bardzo się to nie podoba.
Ojej, czemu ja takie problematyczne serie oglądam w tym sezonie. Niby jest śmiesznie i zabawnie, trochę taka komedia pomyłek, trochę żartów sytuacyjnych. I trochę zagrań, które tak bardzo ocierają się o nazwanie je pedofilią. Serio, oglądanie tej serii to jak śmianie się z wyjątkowo czarnego humoru, by po jakimś czasie zdać sobie sprawę, że może to jednak nie do końca wypada. Nie mówię, że to jest absolutnie złe i same straszne rzeczy i molestowanie. Jakby wyciąć parę fragmentów, które są zbyt niepokojące, mielibyśmy uroczą historię o dorosłej kobiecie, która stara się pomóc dziewczynce w poradzeniu sobie ze stratą matki i otworzeniu się na innych. A tak mamy to plus kilka dziwnych scen. Także ocena tej serii przychodzi mi z trudem, może pod koniec sezonu będzie łatwiej.
~Shizuru
Ocena Lemurilla: 6,00
Yagate Kimi ni Naru

Ilość odcinków: 13
Studio: TROYCA
Źródło: Manga
Uwagi: –
Yuu właśnie zaczyna naukę w liceum. Wiecie jaki to moment. Przystojny sempaj na pewno zaraz ja zauważy, porwie w ramiona i tak zacznie się epicki romans….! Ale stop, moment. Przede wszystkim nie przystojny sempaj, a śliczna sempajka z samorządu szkolnego. I nie wielki romans, tylko…. Znaczy… Są wyznania miłosne. I całowanko (całkiem bez molestowanka!). Tylko… Yuu to jakoś nie rusza. I w tym całym jest ambaras… Bo wielki, szkolny romans potrzebuje jednak dwóch zakochanych osób.
Yagate jest serią, którą w całości będę mogła ocenić dopiero jak się skończy, Dużo tu bowiem zależy od tego w jakim kierunku rozwinie się romans głównych bohaterek, z których jedna, jak na razie wydaje się wzorową postacią aromantyczną/aseksualną. Mam wrażenie, ze w końcu dojdziemy jednak do momentu, gdzie uczucie nią zawładnie i z całego serca poczuje co to jest ta cała miłość… Ale na razie historia toczy się dość niesztampowo, mimo z pozoru schematycznych ram. Muszę tutaj podkreślić, że jest to pełną gębą spokojna obyczajówka. Główna bohaterka trochę przypadkiem trafia do samorządu szkolnego, którego działania dają opowieści zalążek akcji. Postaci poboczne na razie rozwijane są powolnie, ale protagonistki nie żyją w pustce (Yuu ma nawet pełną rodzinę, z siostrą, która ma chłopaka!). Choć brzmi to nieekscytująco, najciekawszym elementem jest tutaj pierwszoplanowa para, o dość nietypowej dynamice relacji. Choć sempaj Nanami jest niby starsza i ma pozycje u władzy (wiecie, samorządy w Japonii to prawie jak parlament), to młodsza, z pozoru trochę chłodna Yuu, jako obiekt jej nieodwzajemnionych westchnień, (niezamierzenie) dominuje w tym związku. Szanuje anime za to, że praktycznie na początku bohaterki rzucają karty na stół: Sempaj wyznaje uczucia, kouhai bardzo szczerze przyznaje, że nie wie co z nimi zrobić.
To jedna z tych serii, gdzie trudno zachęcić kogokolwiek samym opisem. Mało tu akcji, ale dużo życia wewnętrznego, sympatycznych bohaterów. Na pewno, jak na razie, to jeden z sympatyczniejszych romansów jaki pamiętam w anime. I dla fanów tego gatunku na pewno tytuł warty zapoznania się.
~Darya
Ocena Lemurilli: 7,00
Zombieland Saga

Ilość odcinków: 13
Studio: MAPPA
Źródło: Oryginalne
Uwagi: –
Lemurilla poleca
Sakura ma wielkie marzenie – zostać popularną idolką. Wydaje się, że legło ono w gruzach, gdy dziewczyna zostaje potrącona przez Dziką Ciężarówkę tuż przed własnym domen i, no… umiera. Na szczęście, los się do niej uśmiecha i 10 lat później zostaje wskrzeszona jako zombie, przez ekscentrycznego menadżera, który postanowił utworzyć z dziewczynek-zombie zespół idolkowy, który ma uratować japońską prefekturę Saga!
Tak, ta seria jest tak cudownie absurdalna jak opis sugeruje, a właściwie to jeszcze bardziej. Powiem szczerze, że dawno już nie byłam tak pozytywnie zaskoczona jakąś serią, a szczególnie komedią. A tutaj humor jest świeży (tak, wciąż mowa o serii o zombie idolkach), postaci są ciekawe, fabuła pełna plot twistów, muzyka wpada w ucho, a przede wszystkim nie zastanawiajmy się za dużo, za nim dotrze do nas, że właściwie nic tam nie ma sensu. No i graficznie, studio MAPPA, naprawdę stanęło na wysokości zadania – szczególnie w kwestii projektów postaci dziewczyn. Do tego, choć nie jestem osobą, zwracającą dużą uwagę na seiyuu, grający menedżera Mamoru Miyano (Okabe ze Steins;Gate, JJ z Yuri!!! on Ice), może mieć tutaj rolę życia.
Przede wszystkim jest to jednak seria, która traci w opisie. Trzeba ją zobaczyć na własne oczy. I bardzo was do tego zachęcam!
~Darya
Ocena Lemurilla: 7,33
Ekipa Lemurila
Dakaretai Otoko mnie tak bardzo zastanawia, bo manga to jest totalny smut, seksy z miodem i te sprawy (dosłownie), że nie wyobrażam sobie tej ekranizacji i ciekawość mnie zżera. Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru to już z samej kreski coś dla mnie <3
PolubieniePolubienie
oglądam na razie Radiant Gridmana Slime też zerknąłem ale czytam że dalej pojawia się najbardziej oklepany motyw w anime i to mnie trochę odstręcza
PolubieniePolubienie
gasp, drganie powieki i święte oburzenie JAK TO „CO CIEKAWEGO MOŻE BYĆ W BIEGANIU”
Khem, khem. No, doczekałam się!
Mało nam się pokrywa w tym sezonie, w zasadzie tylko biegi wzroczy spode łba na Siekiera więc i od nich może zacznę.
Byłam bardzo ciekawa, jak to wyjdzie, jako osoba ciut obeznana w temacie biegów (żaden ekspert, ale wiem więcej niż przeciętny Kowalski z racji, no, biegającej na poważnie osoby w najbliższej rodzinie). Od samego początku nastawiłam się na wyłapywanie detali świadczących o znajomości tematu (bądź jej braku). Póki co oceniam pozytywnie: już w pierwszym odcinku zarówno Haiji jak i Kakeru mieli porządne buty, nie żadne trampki, szybko wprowadzono rozciąganie przed biegiem (co jest istotne), widać też, że każdy ze studentów biega własnym tempem, nie są kopiuj-wklej robotami o równym przebieraniu nogami.
Dodatkowy plus (duży plus!) ode mnie za to, że są zgodności nawet z czasem biegu. Wprawdzie jak najpierw usłyszałam jakich czasów wymaga Haiji to się popukałam w głowę, bo są to czasy naprawdę bardzo, bardzo dobre (aż sprawdzałam w czołówkach tabel wyników polskich biegów). Aż mi się nie chciało wierzyć, że można zebrać tyle ludzi co by tak pobiegli, no nie kilka zespołów po 10 osób, skoro u nas ledwie 5 najlepszych tak dobiegnie. A potem znalazłam wyniki kwalifikacji do tegorocznego Hakone Ekidena… tak, owszem, można. Wow, Japończycy, wow. Jesteście szybcy. (Jeśli ktoś chce mogę rzucić dokładniejszymi danymi.)
Jedyne co mi zgrzyta pod kątem technicznym to kompletny brak przedstawienia problemu pod tytułem Zakwasy Po Treningu (come on, choćby Książę powinien nie móc wstać dzień po) i kwestia tego, że biegając dosłownie każdego dnia nie mają kiedy zregenerować mięśni. No ale już mniejsza. A, i uważam że Haiji przegina z tym swoim „żadnych innych zajęć, praca nie, hobby nie, rozrywka nie, tylko bieganie”. Przystopuj, chłopie.
Macie już słowotok wyżej (a bym mogła dłużej, zwłaszcza o tych czasach), więc pozostałe serie sezonu pokrótce.
Z innych rzeczy, polecam sprawdzić księgarza Hondę (urocza seria, naprawdę <3). Doceniam (?) fakt, że to nie jest tak, że szkielet stoi za kasą i nikt nie zwraca uwagi że coś nie halo – wszyscy pracownicy mają coś na głowie, czy to papierową torbę, hełm, czy maskę królika, Honda się idealnie wpasowuje. Odcinki po pół „normalnego”, jak pierwszy nie podejdzie to reszta też nie.
Polecam odpuścić Kitsune no Koe (strasznie nijakie, w dodatku mają niby śpiewać, a w kółko jedna piosenka, ile można). Odcinki po 10 minut i chyba nawet nie cały sezon, więc sprawdzę jak się skończy, ale raczej nie warto.
Polecam milczeniem skomentować nowe Prawnicze Rewolucje, choć z moim podejściem identycznym jak do pierwszego sezonu – niech se leci w tle, dla odmóżdżenia – ogląda się znośnie, ale mankamenty pierwszego sezonu wszystkie zostały.
Polecam bez większego zrozumienia i ze zdziwieniem spojrzeć na nowe Toaru, którego twórcy zdecydowali się upchnąć za dużo materiału w docelowej liczbie odcinków i w efekcie wszystko nie dość że jest przyspieszone, to jeszcze powycinali sporo fragmentów wyjaśniających co się u licha ciężkiego dzieje (M.W. taka mądra, poczytała komentarze na forum MALa, bo nie wiedziała o co chodzi i zobaczyła że nie tylko ona). No ale wiecie. Nie ma czasu na to, żeby wyjaśniać, co to są za frakcje pisane capclockiem, kto z kim trzyma, O CO SIĘ W OGÓLE TŁUKĄ (serio, pogubiłam się kto jest kto i kogo już ubili i w sumie czemu)! Przecież trzeba pokazać Index w kąpieli i majtki!
wzdych =_=
No, i co? Napisałam o bieganiu tyle co łącznie o pozostałych seriach. Takie to nieciekawe. będzie chować Urazę™ do końca sezonu
PolubieniePolubienie
Oj, nie spodziewałem się tak ostrej reakcji. xD Od razu mówię – wybacz, ale niestety jestem tym przeciętnym Kowalskim, o którym wspominasz, jeśli chodzi o bieganie. xP W sumie też dlatego mam nadzieję, że przez obejrzenie Kaze ga Tsuyoku zarówno ja, jak i pewnie sporo innych „Kowalskich” trochę inaczej spojrzy na ten sport. Po prostu dowiemy się, że to trudniejsze i bardziej skomplikowane niż nam się wydaje i skończy się myślenie „eee, biec przed siebie to też umiem” (chociaż AŻ TAKIEGO podejścia to nie mam oczywiście xP).
Trochę też rozbija się to o fakt, że bieganie należy trochę do tego typu sportu, który ja widzę jako kategorię „walki ze sobą”. Niby ścigasz się z kimś, ale to głównie od ciebie zależy sukces – wpływ przeciwnika na twój osobisty wynik jest minimalny. Może po prostu jestem przyzwyczajony do anime o sportach, w których „walczysz z kimś”, gdzie stawiasz czoło przeciwnikowi/przeciwnikom na korcie/boisku? Cóż, może właśnie dlatego, mimo bardzo podobnej kreski, Kaze ga Tsuyoku jest dla mnie czymś innym niż „trochę innym Haikyuu”.
Na pewno żałuję, że nie posiadam twojej wiedzy, bo mógłbym pewnie zwrócić uwagę na szczegóły, o których powiedziałaś, już po dwóch odcinkach, które obejrzałem przed napisaniem tekstu. Aczkolwiek cieszy mnie, że anime ma na uwadze laików i chociażby wspomina w kolejnych odcinkach o odpowiednich do biegania butach. No ale wciąż, amatorem będąc cała reszta niewiele mi powiedziała – czasy wymagane przez Haijiego były dla mnie niestety mocno abstrakcyjne. :C Pocieszę się chociaż tym, że też zwróciłem uwagę na absolutny brak zakwasów. :v
Bardzo dobrze, że tyle napisałaś o bieganiu, dzięki temu wszyscy dowiedzieliśmy się czegoś nowego i (niedowiary!) ciekawego. xP A Urazę™ noś z dumą i gdy już będziesz odpowiednio potężna, znajdź mnie i zabij w pojed- a nie, przepraszam, nie jesteśmy w anime, tylko w prawdziwym życiu. :C
PolubieniePolubienie
Siekier Kowalski kiwkiw
No bo to banda oszołomów w gejtruzach przeca ;)
W pełni się zgodzę, bieganie to walka z samym sobą. Z tego powodu pełen szacunek dla Księcia – ten to dopiero ma wyzwanie, z każdym kolejnym odcinkiem podziwiam coraz bardziej. Nie odpuszcza, wlecze się dalej, a w tym ostatnim to już w ogóle – chcieli go zdjąć z toru, nie dał się, doczołgał się. Dalej nie widzę wprawdzie jakim cudem on ma się zakwalifikować, ale trzymam kciuki, bo nie odpuszcza. (Also, Haiji, chłopie, weź mu daj jakieś korki z postawy czy coś, jak on stawia nogi, zupełnie nie pracuje ramionami ;~; czemu nikt mu nie pomoże…)
Paradoksalnie dość, osobiście samo bieganie jako czynność wykonywania przeze mnie, no, mnie nudzi. Nie wiem czym zająć umysł, nie umiem się „wyłączyć”. Ale jednocześnie ciekawi mnie śledzenie jak robią to inni, ze względu właśnie na te zmagania, że w sumie poniekąd wiem, co się w ich głowach dzieje, i jak to się przenosi na zachowanie. Czy utrzymają swoje tempo? Czy pod presją zbyt przyspieszą i za szybko się zmęczą (vide ostatni odcinek, znów)? Takie „lubię bieganie, ale nie lubię biegać”.
(A te czasy to powiem tak, są jednocześnie abstrakcyjne i bazowane na rzeczywistych. To rzeczywistość jest w tym wypadku dość wbijająca w fotel. Ałć.)
W prawdziwym życiu mówisz? Hm, wbiję Ci kiedyś na jakiś panel i stanę z tyłu z transparentem „Siekier biega w klapkach z Lidla!” :D
PolubieniePolubienie