Studia trochę przeszkadzają w regularnym blogowaniu, jednak wciąż tu jesteśmy! Szczególnie, gdy naszym mangowym światkiem wstrząsa taka nowina… Proszę państwa, Naruto się skończyło. I nie mówię tutaj o obniżeniu poziomu (niektórzy powiedzą, że to nastąpiło już wcześniej, inni, że wręcz na samym początku). 6 listopada wyszedł ostatni, 700 rozdział jednego z najsłynniejszych tasiemców w historii mangi. Są tacy, którzy przyjęli to z ulgą, tacy, dla których świat się skończył oraz oczywiście ci, którzy cały dzień chodzili z wielkim transparentem głoszącym „Don’t care” (cześć Noxi!). Jedno jest jednak pewne – wraz z Naruto kończy się coś wielkiego. Coś, co nas wszystkich jako mangowców, w jakiś sposób zmieniło…
Będzie trochę osobiście, ale cóż, każdy ma swoją własną przygodę z Naruto. Postaram się też wytłumaczyć, dlaczego my w Polsce jesteśmy szczególnie związani z tą serią. Bezspoilerowo.
Historii blond ninja i jego kompanów nikomu nie trzeba przedstawiać. Nawet jak niektórzy się uchowali i nigdy nie sięgnęli po mangę albo anime, na pewno nie będą mieli problemów z rozpoznaniem głównych bohaterów. Pierwsze miejsce w rankingu najchętniej czytanych mang na Myanimelist nie wzięła się w końcu znikąd. Gdy seria zadebiutowała w 1999 roku w Japonii, szybko zyskała sobie ogromne i wierne rzesze fanów – po zakończeniu w 1995 roku Dragon Ballu naród potrzebował nowego shonena, który wciągnie ich w szaloną przygodę. Owszem, większą popularnością na dalekim wschodzie zawsze cieszył się One Piece (publikowany od 1997 – tak, dzisiaj będzie dużo dat), jednak przygody młodych ninja na stałe zapisały się do historii tego gatunku.
Trochę inaczej sytuacja wyglądała w Polsce. Tutaj JPF wprowadził Naruto bezpośrednio jako zastępstwo legendarnego Dragon Balla. Bez konkurencji w postaci innych wielkich shonenów (mamy rok 2003, rynek polski ledwo przestał raczkować) Naruto objąło tytuł narodowego shonena. Miał zadanie dużo trudniejsze niż poprzednik – jego popularność nie była podparta puszczaną w telewizji serią anime. Jednak internet, powoli, powolutku wkraczał do polskich domów… Młodzi fani dostawali dostęp do takiego cudu jak „anime w internecie”. Dla wielu, Naruto było pierwszą obejrzaną w ten sposób serią. Gdy w 2007 roku Jetix wypuścił anime po polsku, czekało już na nie całe grono Narutardów, znający wcześniej oryginał i krytykujący praktycznie każdą minutę rodzimego wydania. Przypominam, to była właśnie ta okrutnie ocenzurowana seria, która z krwi robiła mleko, tworzyła z tłumaczeń prawie, że nową serię i nie dopuściła do pierwszego pocałunku Sasuke i Naruto… (mimo, że później, te zaginione ujęcie, mignęło w jednych retrospekcjach). Tak, to właśnie okres 2007 do około 2009 był czasem największego boomu Nartardów. Konwenty były zdominowane przez cosplayerów, rysowano fanarty i doujiny (Akatsukiss <3!), jak grzyby po deszczu powstawały narutowe strony internetowe (choćby Sępu, które obecnie przekształciło się w jedno z większych animangowych for rodzimej sieci), drama z walką JPFu z polskimi skanlacjami przeszła do historii jako jedna z najgłośniejszych w fandomie, ba, nawet do rogalików dodawano naklejki z bohaterami serii! (Wiecie jaki to był szał dla fanów? Od czasów kart z Dragon Ballach czy pokemonowych tazo w chipsach, za ich największej świetności, nie spotkaliśmy się z tak wyraźną obecnością naszego hobby w „prawdziwym świecie”!). Oczywiście, wszystko co dobre się kończy. Wraz z rozwojem naszego rynku, a jeszcze bardziej, przez powszechny dostęp do internetu i innych serii, monopol Naruto zaczął się stopniowo kurczyć. Wielu mówi, że to także przez to, że sama seria zaczęła obniżać poziom i fani tracili do niej cierpliwość. Mimo to, gdy wczoraj sięgnęliśmy po rozdział 699 i 700 (niektórzy mimo tego, że od lat nie zaglądali do mangi), wszyscy poczuliśmy, że coś się skończyło.

Każdy ma swoją własną historię związaną z Naruto. Dla niektórych była to tylko seria, o którą inni robili wielki szum. Dla innych… Cóż, część ich życia. Pamiętam, jak na początku gimnazjum, pokazano mi AMV z walki Naruto i Sasuke w Dolinie Końca. Wiedziałam już wtedy doskonale czym anime i manga, dzięki niemieckiemu RTL II od najmłodszych lat wychowywałam się na One Piece czy InuYashy, czytywałam mangi. Jednak to jedno AMV, którego potem już nigdy nie znalazłam, coś we mnie zmieniło. Wciągnęłam się i to nie tylko w samo Naruto. Wraz z nim na dobre, anime i manga, z czegoś po prostu było w moim życiu, stało się tym pierwszym, najważniejszym hobby. Zaczęłam rysować po zeszytach ninja, szukać po internecie informacji i odcinków (ach, to oglądanie na youtube z otwartym obok notatnikiem z polskimi subami…). Gdy zarejestrowałam się na deviantarcie (początkowo ze zdjęciami), moich pierwszych znajomych znajdywałam właśnie przez tę serię( znów: Akatsukiss <3!). Mój pierwszy konwent, Dojicon 7 w 2007, przeżyłam właśnie z Narutardami. Pamiętam też ten dzień w gimnazjalnej stołówce, gdy nagle usłyszałam za sobą uradowany pisk dwóch dziewczyn, które dojrzały moje tomiki Naruto położone na stoliku i jak potem z niedowierzaniem cieszyłyśmy się z faktu, że w równoległych klasach znalazłyśmy kogoś, kto dzieli te samo hobby… (I dzieli do dzisiaj, bowiem jak się doczepiły, tak do dzisiaj, nie mogę się tej dwójki pozbyć ;) ). To w klasie maturalnej, co czwartek szłam do biol-chemów, by wysłuchać cotygodniowej relacji naszej najbardziej wciągniętej koleżanki z tego co w tym tygodniu działo się w mandze (ten moment, gdy po tygodniach biegu, Sasuke wreszcie zatrzymał!).

To tylko część mojej historii z Naruto. Nawet gdy moja własna faza minęła (potem przyszedł Bleach, potem Katekyo Hitman Reborn!, a w końcu ta Hetalia…), wciąż, seria gdzieś tam była. Pytało się znajomych, co tam u ninja, wspominało się stare dowcipy, zastanawiało, kiedy Kishimoto wreszcie dociągnie to do końca… Cóż, w końcu dociągnął. Naruto się skończyło. Owszem, na wiosnę czeka nas spin-offik z dzieciakami bohaterów, ale jak zawsze, pożegnanie bywa sentymentalne. Tak bardzo, że człowiek aż notkę pisze. Ale chyba należało się pożegnać. Zbyt dużo miłych wspomnieć wiąże się dla mnie z tą serią.
~Darya
Ps. A mi się chapter 700 bardzo podobał!
Ps.2 A w tym miesiącu jeszcze pożegnanie z mangowym NGE…
Ochh, czyżbym trafiła do nieba? Czy to ta szansa na bloga m&a pisanego z pasji i miłości a nie z pasji „ale te chińskie porno-bajeczki som goopie!”? Nadzieja ___!
PolubieniePolubienie
Ale takich blogów jest więcej :D (zapraszam do linków po prawej).
Dziękuje za miłe słowa, lubimy robić czytelnikom dobrze C:
PolubieniePolubienie
[…] Lemurilla — Koniec Naruto, niech żyje Naruto! “Będzie trochę osobiście, ale cóż, każdy ma swoją własną przygodę z Naruto. […]
PolubieniePolubienie
serie dzięki jetix poznałem acz doszedłem tylko do końca pierwszego arcu po śmierci starego hokade ;-) nawiasem widzę że nie byłem jedyną osobą w kraju oglądającym animce na niemieckim kanale RTL2 Vox też do 2005-6r nadawał oav i nocne maratony ;-)
PolubieniePolubienie
Heh, RTL II mnie wychowało xD (I właśnie dlatego warto było znać niemiecki!). Ech, o tych maratonach na VOXie słyszałam, ale w końcu nigdy żadnego nie obejrzełam :< Jako grzeczna szota chodziłam za wcześnie spać…
PolubieniePolubienie
lubili dawać całe serie lekko przemontowane by zmieściły się w 4-5godzinach gdy leciały oryginalne serie z niemickimi napisami po za tym dwa trzy razy w roku przegląd co nowego jest na tapecie wywiady z autorami gatunkowe itp itd do tego nadawali je też w ramach midnight movie w poniedziałki i czasem oavki one shoty w środy :)i uwaga uwaga zawsze odpisywali na listy :) dlatego do dziś ich dobrze wspominam szkoda tylko że potem już to porzucili ca.w 2007r :)
PolubieniePolubienie
Naruto Narutem, ale całą mangę wygrał Choji!
PolubieniePolubienie
Ja się podpinam pod ten transparent z napisem „I don’t care”.
Za szczyla przeczytałem kilka rozdziałów mangi bo ludzie na forach gadali, że jak się zaczyna przygodę z M&A to absolutnie „trzeba Naruto”. To potwierdza z resztą waszą tezę o tym, że dla polskich fanów Naruto ma szczególne znaczenie i trudno się było wkręcać w ten światek nie natknąwszy się na popularnych ninja. Znam nawet ludzi, którzy raz na pół roku obejrzą jakieś anime bo ich to kręci bardzo wybiórczo, ale akurat znają Naruto.
Na kilku rozdziałach się jednak skończyło bo od małego mnie wychowywano na książkach i czytanie książek, które nie są wydrukowane na papierze budziło we mnie instynktowny sprzeciw (nie przepadam za tym z resztą po dziś dzień choć kilka ebooków przeczytałem). Potem rzuciłem jeszcze okiem na pierwszy odcinek anime gdy gust już miałem mniej więcej wyrobiony i utwierdziłem się w przekonaniu, że Naruto mi się nie podoba.
Spinoff o dzieciach? No, nie zabija się kury znoszącej złote jajka.
PolubieniePolubienie
„Naruto objąło tytuł narodowego shonena”
Coooo… Uspokójcie się, zaprawdę powiadam Wam xD
PolubieniePolubienie
Był taki moment Nox, był, chodziłabyś na konwenty to byś wiedziała :D
PolubieniePolubienie
„Historii blond ninja i jego kompanów nikomu nie trzeba przedstawiać.”
Mnie trzeba, nie mam pojęcia, o co chodzi w tej mandze… Wait, jednak nie trzeba x] wyciąga swój transparent I DON’T CARE
Mam wrażenie, że wszędzie wszyscy dziczeją oprócz samej Japonii, gdzie poza paroma psychofanami, wszyscy mają to absolutnie gdzieś. Reakcja randomowego Japończyka: Ach tak… To ciekawe. (czyt. mam to gdzieś)
Reakcja randomowego gaijina: WTFFFF, holy shit, sweet mother of mango-anime sandwich, THIS IS THE END OF THE WORLD WE KNOW!!!
People, hold on your tits x] To nie jest One Piece.
PolubieniePolubienie
Noxi, to ja też pozdrowię, bo jako ktoś kto z pomarańczowodresowego ninja nie obejrzał ani nie przeczytał dosłownie nic, również trochę mi zwisało czy się kończy czy nie xD choć trzeba przyznać, że seria coś ma. Takie coś, że ludź nieśledzący, patrz ja, wie mniej więcej co się dzieje {bo znajomi śledzą} i potrafi poznać część postaci.
…cóż.
PolubieniePolubione przez 1 osoba